poniedziałek, 18 listopada 2013

Minister Nowak w pętli czasu ...

Sprawa ministra Nowaka jest rozwojowa. Rozrywka jakiej nam dostarcza każe nam spojrzeć przychylniej na jej bohatera. Nie ulega wątpliwości, że minister Nowak jest ofiarą coraz bardziej otaczającej go rzeczywistości. W poprzednich odcinkach a. zapomniał, że wzbogacił się o luksusowy sikor w trakcie urzędowania o czym zapominać nie powinien, b. zapewnił, że przedmiotowy przejaw luksusu otrzymał w prezencie od żony (i teściów), c. przyznał się do drobnej słabostki, bo któż jest wolny od wad, ot lubi z kolegami powymieniać się na zegarki ... Dzyń, dzyń ... Rysiek? Tu Sławek. Rysiu, nie pożyczyłbyś mi tego Hublota na gumowym pasku, bo chcę włożyć gumaki do otwarcia obwodnicy i to jakoś by mi konweniowało, wiesz tu guma i tu guma. Jak chcesz to ja Ci pożyczę złotego Rolexa, będziesz szałowo wyglądać w tych butach ze złotą klamerką, itd. Takie tam męskie pogaduchy. Wreszcie d. dał wyraz swojemu obrzydzeniu do luksusu zaopatrując się w czasomierzy łudząco podobny do oryginalnego ale za to sto razy tańszy no i Chiński. Niska wartość chińskiego zegarka wyklucza wątek korupcyjny. To z pewnością nie Chińczycy obdarowali ministra zegarkiem marki Dosia-skoro-nie-widać-różnicy-to-po-co-przepłacać. Nosić podarek od żony (i teściów) proszę bardzo. Można od biedy pożyczyć od kolegi, ale jak już za własne to góra za sześć paczek. Skromny człowiek, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Najnowsze doniesienia.

1. Okazuje się, że informacja: zegarek dostalem od żony (i teściów) na urodziny wymagała doprecyzowania. Obdarowany dostał od żony (i teściów) nie zegarek a gotówkę na zakup zegarka. Nie od samej żony, bo być może jej aktualne dochody lub co gorsza ich brak, mogłyby zupełnie niepotrzebnie prowokować pytania ze strony służb dociekliwych zawodowo skąd akurat żona wzięła na kosztowny drobiazg. Teściowie są zawsze bezpieczni. Ile by mizernej renty nie mieli, nikt nie będzie kontestował, że przez całe życie mogli do cholery odłożyć na zegarek dla zięcia. 
2. Wścibski prokurator mógłby domagać się wyciągów bankowych, z których wynikałoby kiedy i jak żona (i teściowie) przekazali ministrowi miły prezent w postaci zawsze poręcznej gotówki. Ale tu nasz bohater pokazał, że nie gapa. Takich wyciągów może nie być bo przecież jasno i wiarygodnie idzie wytłumaczyć, że teściowie, jako ludzie starej daty lubią gotówkę trzymać w bieliźniarce i tam gromadzili oszczędności aby w krytycznym momencie wyjąć je i obdarować nimi zięcia. Mucha i nie siada. Nawet poseł Hofman nie będzie tej muchy odganiał, bo wie, że nie każdy musi mieć konto w banku. W Pisie  Cash is the King więc wersja ministra jest żelazna.
3. Nie mogę się doczekać dalszych szcegółów operacji  obdarowywaia. To, że dostał gotówką to jasno wynika z pkt. 2. Ale czy to była jedna koperta? Czy osobna od żony? Ile dała żona a ile teściowie? No i najważniejsze. Skąd wiedzieli ile dać? Poszli i sprawdzili ile zegarek marzeń ministra kosztuje i wyplacilli dokładnie co do zeta? Czy może powiedzieli - Sławku, kup sobie co tam chcesz w przedziale od do, a my Ci potem oddamy? Albo dali więcej z nadzieją na "dostanie reszty"? Albo za mało i minister musiał z ministialnej pensyjki dopłacić? Wiele pytań ciśnie się na usta, ale ufam, że na wszytskie dostaniemy odpowiedź.
4. Dostając od żony (i teściów) gotówkę na prezent minister, okazuje się być w dużym kłopocie. Otóż dopada go częsta wśród prawdziwych mężczyzn przypadłość - nie umie robić zakupów. Wszyscy to znamy, kiedy dzwonimy do żony pytając "jakie to mleko dla bobasa ma być?" albo "jakie te podpaski chciałaś?". Niektórzy nawet przeżyli stres natknięcia się przez żonę na przygotowany specjalnie dla niej prezent w postaci bielizny erotycznej nr 36 podczas gdy małżonka nosi 44 - wszystko z powodu tej banalnej przypadłości - wielu prawdziwych mężczyzn nie umie robić zakupów. W przypadku ministra nawet męskiego zegarka nie umie. Taka sytuacja. Na szczęście od czego ma się przyjaciół. Minister Nowak zwraca się do przyjaciela z przyjacielską prośbą o przyjacielską przysługę. Weź się kopnij do jakiegoś sklepu i kup mi bracie zegarek, bo ja to taki skołowany jestem, że nie wiem czy to w żelaznym, czy na nabiale, no kurde nie wiem. I przyjaciel poszedł.
5. Podobne jak przy żonie (i teściach) tylko odwrotne pytania rodzą się same. Czy przyjaciel kupił dowolny zegarek? Czy minister powiedział mu jaki kupić? Czy minister dał mu kasę na zakupy? Odliczoną? Czy z górką? A może przyjaciel musiał dołożyć ze swoich? A może było tak, że przyjaciel wyłożył swoje czyli technicznie pożyczył ministrowi? Czy tę poźyczkę zgłosili w urzędzie skarbowym? Minister mu oddał? Wierzę, że i na te pytania dostaniemy precyzyjne odpowiedzi.

Trochę wpółczuję ministrowi, że los pozbawił go frajdy dostania zegarka. Sam kiedyś dostalem i wiem jak to fajnie. Niespodzianka, eleganckie etui, moment wręczania ... A tu koperta z kasą, albo może nie daj Boże zwitek owinięty gumką. Łaska boska jeżeli mu jeszcze w dwusetkach dali. Potem też nie lepiej. Każdy chciałby wejść dziarskim krokiem do jubilera, rzucić na ladę kasę i sobie kazać. Ale ministrowi nie dane było nawet to. Szkoda chłopa. Po ludzku szkoda. 

sobota, 16 listopada 2013

Ciężkie czasy ... Jak powiedział żołnierz Armii Czerwonej, zdejmując zegar z wieży kościelnej.

Streszczenie poprzednich odcinków. Kilka miesięcy temu źli ludzie przyczepili się do ministra Nowaka o posiadanie luksusowych zegarków - w domyśle pochodzenia korupcyjnego.
Korupcji na razie nie udowodniono, ale okazało się, że minister winien był owe "luksusowe" zegarki wpisać do deklaracji majątkowej, czego nie uczynił - jak mówi zapomniał. Teraz będzie go ślefził prokurator, a jak już wyśledzi to zamknie, za to niewspisane wsłaśnie. 

1. Najpierw zdziwila mnie kwalifikacja luksusu ze strony walecznych dziennikarzy. "Luksusowy" to zegarek, który miał kosztować 30.000 złotych. Rozumiem, że dla kierowcy autobusu miejskiego lub urzędniczki pocztowej posiadanie zegarka za taką kwotę może się wydawać fanaberią i ekscesem, ale to populizm czystej wody. To nawet nie średnia klasa. Są zegarki po 100.000 złotych w górę i po milionie. 
2.Luksusowy zegarek ministra jest mniej wiecej tak luksusowy jak luksusowa jest limuzyna marki skoda superb. Te absurdalne ceny biorą się stąd, że nikt przy zdrowych zmysłach sobie sam zegarków nie kupuje - służą one głównie do "dawania na prezenty" i mają właśnie kosztować aby być miarą "szacunku" dla obdarowanego.
3. Pewnie zatem i minister taki orezent(y) dostał. I tu już się mi drugie zdziwko pojawia, że taki niby światowy a tu na takie nic się połakomił. Zegar to orezent czysto symboliczny. Chojny darczyńca może i za niego zapłacił 30.000 ale w momencie założenia na szlachetny nadgarstek obdarowanego wart jest już o 40% mniej, żeby potem, w przypadku posiadania jakichkolwiek śladów używania być praktycznie nie sprzedawalnym.
4. Oczywiście o tym wszystkim wiedzą Ci, którzy właśnie detonują bombę, chociaż tutaj minister dał dupy, bo zamiast brnąć w zapewnienie, że miał wpisać ale zapomniał, lepiej gdyby trzymał się wersji "byłem przekonany, że jako przedmiot tracący na wartości w wyniku używania wart jest mniej".
5. Pan rzeczoznawca mógłby sobie nawet wyceniać te cacka, a nawet gdyby mu wyszło to co podobno wyszło, że niby trefny sikor wart jest 17000, to zawsze prawie dwa razy mniej niz 30000 imjuz prawie, prawie tyle co 10000 wiec minister "mógł się pomylić" . To, ile taka "wycena" jest warta wie każdy kto próbował sprzedać w chwili potrzeby "luksusowy zegarek". Mam w rodzinie dwóch pasjonatów czasomierzenia. Obaj mają po kilkanaście cacek. Dużym zaskoczeniem było dla jednego z nich, gdy w chwili potrzeby pomaszerował ze swoim cudem "za 50000" i zaproponowano mu od ręki ... 5000. 
6. Cała ta historia była zatem śmieszna i wygląda z powyższy punktów, że mi ministra nawet lekko żal było. Ale już nie jest. Okazało się ... I tu mnie zlapalo największe zdziwko, że jeden z "zaskarżonych" przez penetrującego reportera czasomierzy ... Usiądźcie, no nie uwierzycie, był ... Chińską podróbką. I tu sorry ale mi się ulało.

7. Minister rządu, który a. Najpierw się tłumaczy, że zapomniał, potem b. że lubi się z kolegą zamieniać, na koniec okazał się .... Uwaga bo będzie grubo ... Kryminalistą. 
Kupowanie i obrót podrabianymi towarami jest kradzieżą. Jeżeli minister Nowak faktycznie nabył sobie podrabiany zegarek to pomijając, że właściwie wiemy już o nim, że na własne życzenie wypozycjonował się wśród panienek kuoujących sobie podrabiane luiwitony lubuteny, bo na prawdziwe je nie stać, ale chcą podkreślić w ten sposób swoją światowość. Gratuluję Panu, panie ministrze klasy. Ale niestety jest to też przestępstwo, a Pan się okazałeś drobnym cwaniacz,kem, który podaje się za kogoś kim nie jest.
8. To nie koniec zdziwienia. Nikt, przynajmnieji na razie nie podjął właśnie tego tematu. To czy wpisał czy nie wpisał, czy pożyczył czy nie, czy wycena taka czy inna to wszystko małe miki w zderzeniu z sytuacją , w której polski minister kradnie własność intelektualną i prawa do znaków towarowych i za to powinien być a. Wyrzucony z roboty, b. Ścigany karnie, ale w Naszym pięknym kraju mamy ocean wyrozumiałości dla takich przestępstw. We Francji pan minister zapłaciłby do 50000 euro za samo posiadanie tej podróbki i ryzykowałby więzienie.
9. Negdyś posłanka Szczypińska miała prawie prawdziwą torebkę Chanel, teraz minister Nowak paraduje z podrabianymi zegarkami. Jedni się słyszę wstydzą narodowców, inni tęczy, a ja wam podpowiem, pogódźcie się i złodziei się wstydźcie, bo jak was złapią na posiadaniu lipnego windowsa to zaplacicie mega grzywnę. Minister chodzi z ukradizonym znakiem towarowym i nikogo to nie rusza? 
To ja się dziwię.

środa, 13 listopada 2013

Wyhoduj sobie łysą pałę

Dzień dobry Państwu ! Witamy na naszej dyskusji poświęconej modnemu ostatnio tematowi "Skąd się biorą rasiści, ksenofoby i łyse pały". Do naszego studia zaprosiliśmy kwiat dziennikarstwa mainstramowego, bo oczywiście nie ma u nas miejsca dla oszołomów i radykałów, a uczestnikami rozmowy będą wyłącznie dziennikarze, redaktorzy i wydawcy o wysokim poziomie ..... Eeeeee .... Moralnym? Etycznym? Inteligencji? .... Eeeeee. Powiedzmy, że wysokim poziomie ogólnym.
Aby nie nudzić naszej kochanej oglądalności, bo nam się przełączy proopnuję od razu stwierdzić, że nie mamy najmniejszego pojęcia skąd to całe brunatne gówno się bierze, bo i skąd mamy wiedzieć i przejdźmy do miłej i lekkiej rozmowy na temat warsztatu zawodowego naszych zaproszonych gości.

Wojciech Poprzeczka, dziennikarz sportowy: w naszej pracy ważne są mocne, męskie słowa. Używamy języka z pola bitwy. Dawno zrezygnowaliśmy z mdłych i sprzecznych z duchem szlachetnej rywalizacji sportowej określeń w rodzaju wygrał, pokonał, wyprzedził, odniósł zwycięstwo, uzyskał dobry wynik, i tym podobnych pierdół. W ich miejsce wprowadzamy z powodzeniem i cieszy nas, że oglądalność i target to kupują, słowa i określenia sprzyjające wychowaniu przez sport. Wykończył, dobił, załatwił, zmiażdżył, itd. Eksperymentujemy też z poszerzeniem słownictwa. Obiecujące są określenia z innych obszarów językowych - narciarka może np. Zdobyć skalp rywalek, drużyna piłkarska może dokonać zbiorowej eutanazji przeciwników. Przeciwnika jest też dobrze ośmieszyć, upokorzyć, skompromitować - w takich określeniach widzimy naszą misję wychowania przez sport. Ubolewaja, że zdarzają się małostkowi krytycy, np. w osobie pseudoblogera Pawła Olbrycha. Korzystając z okazji, bo nie wiem czy można ... Redaktor prowadzący życzliwie kiwa głową, chcialbym wyrazić zdziwienie, że na trybunach są ludzie używający mowy nienawiści i zapewnić, że będziemy konsekwentnie z tym walczyć. Pomruk uznania wśród dyskutantów.


Pięknie powiedziane redaktorze Poprzeczka, a co Pan Panie redaktorze Superfaktu powie nam o Waszych osiągnięciach? 

Robert Skrzywdzony - Superfakt. Lubimy trzymać rękę na pulsie krzywd, których nieustannie doznają nasi rodacy, prześladowani przez światowy spisek, jaki to chyba oczywiste. Np. kiedy jakaś aktoreczka nie dostanie roli w Hollywood, damy duży tytuł Polka nie dostała roli. Nie, że jakaś Weronika Osculati, ale właśnie Polka. Jak Kubica nie podpisał kontraktu to wiadomo, że ... Niemcy nie podpisali kontraktu z Polakiem. Zawsze dobrze sprwdzają się tytuły zwracające w domyśle uwagę czytelnika na unikalność krzywdy jaka dzieje się Polakom. Ubezpieczenia oszukują Polaków. Branża spożywcza truje Polaków. Polacy musza płacić podatki. Czego Polacy się nie dowiedzą? Boeing oczywiście kręci nie Lot-em ale Polakami. Jurorzy nie docenili urody Polki. Itd. Nasz bystry czytelnik szybko rozumie, że inni nie płacą podatków, nie mają zatruć pokarmowych, nie dostają wadliwych samolotów - takie krzywdy tylko dopadają nas i powinno to budzić zdrową i uzasadnioną niechęć do obcego, któren jest zawsze czychający na polskość Polaka i przez to Polak jest stratny.

Redaktor od Głównych Wiadomości - Kamil Rusofob. 
Staramy się trzymać żelaznej zasady Żadnych dobrych wiadomości o ruskich. Ooooops Przperaszam, oczywiście miałem na myśli Rosjan. Zresztą myli mi się bo jak wiadomo tych ruskich jest więcej i mają nawet kilka państw teraz , ale rusek jest rusek. W naszych Faktach i Wiadomościach w ogóle rzadko dajemy niusy ze wschodu, ale jeżeli już to tylko złe. Bezdomne dzieci . Jakaś katastrofa. Zabity dziennikarz. Ewentualnie jakaś głupkowata dykteryjka w rodzaju Upił się jak to ruski i wypadł z okna.  Tam podobno mają jakąś kulturę, jakiś balet, jakiś program kosmiczny, jakieś samoloty robią lepsze niż Lockheed, jakąś medycynę raka, serca i oka ale nasz widz zasługuje tylko na najlepsze więc będziemy go szczuć na ruskiego. Pomagają nam w tym zapraszani do studia politycy wiecznie bredzący o ruskim, który zakręcie kurek z gazem, chociaż, cholera nie wiem dlaczego, ale ten ruski wciąż nam od 50 lat ten gaz pompuje i kurka nie zakręca, ale licho nie śpi.

Redaktorka Elżbieta Patriotyczna-Cmentarna z redakcji publicystycznej. My lubimy pokazywać jak to obcy bezcześci nasze groby. Ukrainiec z czarnym podniebieniem bojkotuje remont mogił  naszych bnohaterów  we Lwowie, Litwin i Bałorusin mu wtórują. Przejmujące reportaże doskonale wkurwiają Polaka Patriotę, szczególnie jeżeli zgrabnie ominiemy temat zaoranych cmentarzy ukraińskich w Bieszczadach, zarośniętych krzakami kwater żydowksich, Niemiec najeźdźca też na wieczne spożywanie liczyć nie może. Czasem jakiegoś ruskiego sołdata farbą poleją, ale nad tym sięmrozwodzić nie będziemy. Udanie wykorzeniamy tezę " Z cudzymi grobami ogólnie nie jest za dobrze" i zastępujemy ją prwdziwszą "Obcy Polskie nekropolie bezcześci" . To tworzy doskonały klimat do zgody i pojednania. 

Pani redaktor z redakcji edukacji historycznej pani Królowa Jadwiga, oooo przepraszam ... Jadwiga Król. 
Czy dobrze uczymy historii ? Bardzo dobrze. Od małego uczymy nasze dzieci, że Polak wiecznie krzywdzon był, zawsze napadany a nigdy nie napadający. Bogato czerpiemy z dorobku filozoficznego Dr. Kalego i uczymy, że jak Pan Ribbentrop z Panem Mołotowem Polskę ciach to be, a jak pół roku wcześniej Pan Beck z Panami Horthym i Hitlerem Czechosłowację zygzyg to cacy. Rozbiory i niewola to wyjątkowy los, który spotkał tylko nas i słusznie domagamy się od wszystkich wokół współczucia i zadość uczynienia .... Niestety czas antenowy jest zbyt krótki, a rok szkolny przeładowany aby zestawić wyjątkowość tego losu z powszechnoscia tego typu losôw. Niech się Polak lubuje w swoim nieszczęściu .... A że Czesi 300 lat pod Niemcami, Słowacy kilkaset pod Węgrami, Bułgarzy pięćset pod Turkami, Finowie kilkaset pod Szwedami, Włosi rozebrali między Austrię i Hiszpańskich Burbonów,  Korea przez Japonię, itd takimi głupotami nie będziemy dzieci karmić. Cierpieli tylko nasi i musi nadejść dzień zapłaty. 


A co na to redakcja ekonomiczna? Redaktor Sprzedawczyk - wiadomo - Żydzi w rządzie sprzedają Polskę za bezcen Niemcowi. Jak w dowcipach z czasów szkoły podstawowej Amerykan, Rusek, Niemiec i Żyd spotykają się aby nas kupić i sprzedać. Badamy jeszcze czym wytłumaczyć tę ich ciągotę aby akurat nas wykupywać, bo mają tyle miejsc na świecie a tu się tylko na nas uwzięli. Przy okazji ... Bo nie wiem czy można , przyzwalający gest prowadzącego, nie zna ktoś z Państwa jakiegoś Amerykana, Żyda czy Ruska aby coś ode mnie kupił? Próbuje sprzedać ale oni w swej perfidii nie odpowiadają na oferty. 

Dziękujemy redaktorom za udział w naszej dyskusji. Już za tydzień kolejna audycja. Zaprosimy redakcję katolicką aby przypomniała, że Pan Jezus był Polakiem i kto go zamordował. Do zobaczenia w naszej stacji. 




poniedziałek, 4 listopada 2013

Hubert specjalnej troski

Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy kupiłem Newsweeka. Jak doczytacie do końca to stanie się jasne dlaczego kiedyś przestałem go kupować i dlaczego nadal nie będę, więc ten jednarozowy akt powrotu trudno nazwać sukcesem wydawniczym, chociaż zapewne redaktor, autorka i wydawca przeżywają chwilę radości, że w sprzedaży im drgnęło, bo pewnie nie ja jeden wrócilem na chwilę.

Na fejsie ktoś zlinkował tekst o Hubercie Urbańskim, odruchowo kliknąłem i obejrzałem łzawy zestaw zdjęć  z podpisami zamieszczony na jakimś pudelku czy innym pomponiku. Lektura zamiast wzruszyć ubawiła mnie do łez, ale dwie godziny później, na stacji beznynowej, w kolejce do kasy, oczom nie wierzyłem, że ten pomponikowy pictorial to był skrót z ... okładkowego hitu magazynu uważającego się za tygodnik opinii, czyli należący do lepszego świata.

1. Teza artykułu jest bardzo prosta. Biedny, skrzywdzony przez los Hubert zasługuje na pochylenie się nad jego ciężkim losem bo dzieje mu się niezasłużona krzywda, więc współczujmy mu. Amen.
2. Argumenty są żelazne. Otóż Hubertowi specjalnej troski wydarzyły się następujące, wyjątkowe, w swojej wyjątkowości potworne zdarzenia i okoliczności. Usiądźcie bo nie uwierzycie. Otóż facetowi lat 47 przydarzyło się coś wyjątkowego, co zasługuje na szczególną atencję i okładka jest w pelni zasłużona, bo dzieją się rzeczy straszne.
a. wyrzucili go z roboty.
b. rzuciła go żona.
c. umarł mu tata.
3. Sami widzicie, że są to zdarzenia bezprecedensowe. Wszyscy mamy proste, łatwe kariery, w których podwyżka goni podwyżkę, the only way is up, i o zwolnieniach, utratach pracy, potrzebie zaczynania od zera, konieczności przekwalifikowania się słyszeliśmy tylko w bajkach o żelaznym wilku, podobno kiedys podczas Wielkiego Kryzysu tak było prawie sto lat temu, ale teraz można tylko piosenkę z kabareciku zanucić "i hopsasa i tralala idziemy przez życie w podskokach i jest po prostu dobrze tak, że tylko nam kłopotów brak", a tu proszę, jak to teraz mówią: taka sytuacja.
4. Człowieka dopadła jawna niesprawiedliwość. Sprawiedliwie to było wtedy kiedy zarabiał pięc razy tyle co premier i prezydent razem wzięci, a teraz się zrobiła taka niesprawiedliwość. To powinno być jakoś uregulowane ustawowo czy co, że Hubert Urbański powinien mieć coraz wyższe dochody a o zwolneiniach zapomnijcie.
5. Żony jak wiadomo nie rzucają, a już na pewno nie Hubertów Urbańskich. Nie znam byłej małżonki naszego bohatera, ale dziwi mnie , że Hubert (aktor z wykształcenia) nie czytał Fredry i Moliera, bo z tej lektury, jeżeli życie go samo nie nauczyło, dowiedziałby się, że w facetach bogatych i "sławnych" jest podobno łatwiej się zakochiwać niż w tych, którym kariera się zwija i nagle mają mniej, stąd też znane zjawisko odkochiwania się. Ale widać ani Hubert Urbańśki ani autorka nie spotkali się z takimi okropnościami, stąd ich słuszne przekonanie, że trzeba się tą potwornością podzielić się ze światem. 
Taki arcyciekawy news - faceta rzuca żona. Klejnot dziennikarstwa.
6. Każda śmierć jest z definicji mało radosna. Wolelibyśmy aby rodzice nam nie umierali. Ale umierają. W dodatku statystycznie najczęściej umierają facetom pod pięćdziesiątkę. Na przykład mnie. Mamusia kiedy miałem lat 44 a Tatuś dwa lata później. Większości moich znajomych podobnie. Wszyscy to przeżywamy, ale większość z nas jakoś powstrzymuje się od kabotyńskiego informowania świata o wyjątkowości swojego bólu i wyjątkowości akurat tej śmierci. Niewykluczone, że małżonka rzucająca naszego bohatera w pkt. 5. miała rację. Facet lat 47 , który odczuwa potrzebę epatowania świata na łamach tygodnika, jak to mu ciężko, że mu tata zmarł, mógł być zdolny do usrania życia kobiecie, która  być może spodziewała się, że jej córki mają za ojca mężczyznę a nie babę. Wzruszający jest wątek rozdartej sosny w osobie bohatera, który musiał odrywać się od szpitalnego łóżka i musiał lecieć do telewizora błaznować. O wy, szarzy zjadacze chleba, coż wy wiecie o cierpieniach Huberta. Kiedy wam umierali rodzice z pewnością braliście pelnoplatne wolne na pół roku, bo przecież nieludzkie i nie do udźwignięcia byłoby gdybyście musieli oprócz pielęgnacji chorego, lub tylko oczekiwania na nieuniknione, chodzić do biura aby w nim z uśmiechem sprzedawać ubezpieczenia, prowadzić szkolenia i konferencję lub tłumaczyć na info linii w call center jak działa pralka. Wam to łatwo, a Hubert cierpi. Nie mówiąc o tym, że Wam, którzy macie 5700 na czysto latwiej opiekować się chorymi rodzicami, niż biednemy Hubertowi, który już wtedy musiał się borykać z dochodami obniżonymi o 30-40 % (jak mówi sam) czyli pewnie musiał oplacać pielęgniarki i taksówki do szpitala z mizernych kilkudziesięciu tysi.
7. Hubert jest też bardzo krytyczny  w stosunku do telewizji i swoich byłych kolegów. Znamienne, że nie znane nam są jego utrzymane w tym samym tonie wypowiedzi z czasów gdy zera nie mieścily mu się w PIT-cie. Wierzymy mu, że do roboty chodził z obrzydzeniem, ale trzeba przyznać, że tu wykształcenie aktorskie się przydało - maskował się wspaniale. Nie było łatwo, bo oprócz pracy zawodowej, musiał po godzinach chodzić na rożne gale, odbierać nagrody za te badziewiarskie we własnym przekonaniu osiągnięcia zawodowe ... nic tylko współczuć.
8. Ciepłym akcentem w wywiadzie, dającym nadzieję na odrodzenie się w krynicy prawdy jest jednak uświadomienie sobie przez bohatera, że ... tadam, tadam - był w telewizorze traktowany instrumentalnie, przedmiotowo. Jeszcze gorzej traktowały go tabloidy. Ale dość tego. Teraz może być potraktowany przez tygodnik Newsweek podmiotowo. Nie do końca jest jednak jasne czym różni się w treści i formie wywiad udzielony Newsweekowi od analogicznych doniesień pudelków i pomponików. Może dlatego nie kupuję Newseeka. Bo zawsze lepiej kupować oryginał. Jak chce (firgura retoryczna - bo nie chcę) poczytać o facetach rzuconych przez żony i innych podobnych horrorach to kupie sobie FAKT. I z całym szacunkiem dla Pani redaktor Renaty Kim i Huberta, nic nie przebije Justyny Steczkowskiej, opłakującej w swoim czasie na łamach VIVA odejście tatusia w sesji na cmentarzu (na którym zdaje się nie leży) i to ...w rok po jego odejsciu. 
9. Dla traktowanego przedmiotowo w kolejnych telewizorach Huberta mamy jednak złą wiadomość. Nie jestem przekonany czy orientuje się (bo z przebiegu wywiadu nie wynika, aby byl ogolnie zorientowany - jak to mówilo sie kiedyś, facet ma słaby orient) , że podejmując trud emocjonalnego obnażenia się zagrał wysoko i ... chyba przelicytował. Poskarżył się aby czytelnik mu powspólczuł, ale chyba nie zajarzył, że z punktu widzenia wydawcy tygodnika "opinii" ewoluującego w stronę pudelkowej estetyki, po to się ten wywiad ukazał aby się naród cieszył, że gwiazdorowi podwinęła się noga. Nic tak nie cieszy narodu, jak upadek z wysoka. 
10. Na okładkowym zdjęciu rzuca się w oczy dłoń bohatera z wytatuowanymi literami DSKM. Nie trzeba Sherlocka Holmesa aby domyślić sie, że to pierwsze litery imion jego córek. Wytatuowane zapewne jako dowód miłości. Wydaje mi się, że zamiast, niech będzie, że obok tatuaży, córki spodziewają się od swoich ojców aby nie pajacowali i byli mężczyznami kiedy przychodzi czas próby. Wszystko co Hubert dał z siebie wyciągnąc (ale chyba go nie torturowali) jest w tym wywiadzie żenujące i kabotyńskie. Może z wyjątkiem słów o córkach, ale miejmy nadzieję, że akurat one tego wywiadu nie przeczytają. Tatuś na własne życzenie dołaczył kalibrem swojej osobowości do Michała "tydzień bez sushi" Figurskiego, Jana   "Niemcy mnie biją" Rokity i wspomnianej Steczkoskiej w wersji funeralnej. 
11. Tekst dedykuje z podziękowaniem mojemu przyjacielowi Pawłowi Kowalewskiemu, który "użalił się" kiedyś nade mną. Syn leciał na atrakcyjne i umówmy się nietanie wakacje do dalekiego kraju. Samolotem. Stracił połączenie. Linie lotnicze zalatwily mu nocleg w mieście przesiadki - Mediolanie. Z kolacją i dowozem. Nieświadomy własnej śmieszności podzieliłem się na jakimś przyjęciu, w szerszym gronie opisem powyzszej sytuacji. Paweł wysłuchał mnie do końca i z kamienną miną poradził abym koniecznie skontaktował się z FAKTEM, bo oni lubią takie straszne historie, chętnie wydrukują i niech naród mi powspółczuje. Jakie to straszne wydarzenie mnie spotkało i moje biedne 22 letnie dziecko. Otóż lecąc na wakacje do Argentyny aby sobie bidulek w polo pograć, musiał biedactwo 12 godzin w jakimś gównianym **** hotelu spędzić. Taki koszmar. Na szczeście miałem przyjaciela, który mi powiedział człowieku ochłoń. Hubert chyba nie ma przyjaciół. 
P.S. Aby wywiad był taki bardziej fajny, wiecie - taki nowoczesny - Hubert używa, a Pani redaktor podchwytuje piękne słowo "pierdolnęło". Hubert jest aktorem więc wie, że dobrzy aktorzy chętnie rozbierają się na ekranie "jeżeli jest tu usprawiedliwione scenariuszem". Tutaj okolicznośći jak najbardziej usprawiedliwiają wzbogacenie form wyrazu. Chyba kogoś popierdolilo. No to się teraz zdziwiłem

środa, 30 października 2013

Co tam panie w polityce ?

1. Oto poseł, który odszedł z partii o wysokich standardach moralnych, aby założyć własną o jeszcze wyższych ... Jeszcze nie zaczął a już chyba skończył ... Czy mi przeszkadza, że wypił ? Skąd. Czyni go to nawet sympatyczniejszym bo wcześniej tak bogoojczyźnianie nabzdyczony mi się zdawał, ale że wydaje mu się, że będąc wybrańcem narodu może pyskować policji już mniej mi się podoba ... A najmniej to, że najpierw idzie w zaparte bo to oczywiście jego napadli ... Ratunku, Policja mnie bije ... A za chwilę dowiemy się, że to była oczywiście brudna prowokacja służb ... Mająca na celu uniemożliwić spektakularny sukces wschodzącej gwiazdy ... Ale od czego ma się przyjaciół. Minimum tego, co może dla niego zrobić Jarosław Gowin, bardzo wrażliwy na cudzą krzywdę i poczuwający się do solidarności z krzywdzonym to dać się również pobić policji po pijaku i padając podrzeć posteunkowemu mundur. 


2. Coraz bardziej lubię za to Schetynę. Facet konsekwentnie ne daje się podpuścić i o nikim złego słowa nie powie .... Wygranemu rękę poda, uśmiechnie się, grzecznie zapowie współpracę ale swoje robi... Teraz będzie udawał zaskoczonego, bo: "wierzył w uczciwe wybory", ale to przecież nie on nagrywał. Ot, życzliwi koledzy. Komentatorzy mają usta pełne Tuska, który ma wykańczać naszego bohatera, ale od niego złego słowa nie usłyszycie ... Ma facet nieziemską klasę, chociaż panu Premierowi też trzeba oddać, że boksuje w białych rękawiczkach, a najchętniej rękoma innych....

3. A wszystko to pięknie i proroczo wyśpiewał Jan Kaczmarek lat temu trzydzieści pięć. Wtedy nie miałem pojęcia o czym to było, dopiero kilka lat później аллюзию понял (aluzju poniał) .... I oto teraz śpiewany felieton o atmosferze w PZPR-ze jest znowu aktualny ... Miłej lektury i milego słuchania ... Wystarczy na YouTube wpisać Kaczmarek jezioro .... http://www.youtube.com/watch?v=kLKxB7tIxds 



środa, 9 października 2013

Kocham Ruskich

No to się ruskie przejechali ... Hehehe, pochodnia im zgasła. Olimpisjka. Świętego ognia rusek uszanować nie umie i prostej pochodni skonstruować. Taki prosty. Co wymagać? Wiadomo - rusek.
U ruska ogólnie samo badziewie. Jak każdy nowoczesny człowiek wiem to z telewizji. Sie ogląda, sie wie. A jako prawdziwy Polak i patriota, wiem, że rusek to pijak, morderca, no i jełop. Gdyby było inaczej, coś by tam mówili, ale nie - u ruska wiecznie same zło. Taka karma.

1. Tak jak za komuny był w mediach zapis na wyłącznie dobre wiadomości z ojczyzny proletariatu czyli Związku Radziecko-Sowieckiego (zdrajca i kolaborant używa tego pierwszego określenia, prawdziwy Polak drugiego, ale ja piszę do wszystkich), tak teraz od ćwierć wieku mamy zapis aby wszystkie media zgodnie mówiły o ruskim tylko źle. No bo co tam dobrego zdarzyć się może.  Rosja pojawia się  w serwisach informacyjnych jedynie w kontekście patologii społecznych, nadużyć władzy, zabawnych ale głupkowatych anegdotek, co by się z ruskiego pośmiać

2. Purpurat kościoła dowcipnie w swoim przekonaniu odpowiedział nagabywającemu go dziennikarzowi - pasmatrim uvidim (w obu wypadkach z akcentem na ostanią sylabę) i tym sposobem zgrabnie zrobił trzy błędy w dwóch słowach. Pal sześć akcent, ale to powiedzenie nie znaczy "popatrzymy - zobaczymy" jak się wydaje pseudofilozofowi w sukience, bo powinno być pożiwiom - uwidim - co znaczy, pożyjemy - zobaczymy. Nikt z telewizyjnych i prasowych humanistów nie odnotował wpadki. 

3. Kultury wysokiej już w mediach nie ma, czyli nie ma jej już wcale. Nie ma Chopina i Gałczyńskiego, Gajcy i Baczyński mają więcej szczęścia bo raz w roku mają rocznicę śmierci w powstaniu. Tym bardziej zatem nie ma już Czajkowskiego, Tołstoja, Puszkina i Lermontowa. Od kilku lat próbuję kupić w księgarni coś Czechowa. Nie ma. Nie wznawiają. Tego nikt (w Polsce) nie czyta. 

4. Bohaterowie rosyjskiej historii nie zainteresują Polaka. Katarzyna Wielka. Urodzona w prowincjonalnym Szczecinie, w biedniutkiej rodzinie, której jedynej kapitalikiem była dawna sława rodzinnego nazwiska. Została najpotężniejszą kobietą swoich czasów. Z sukcesami na wszystkich polach. Powiększyła potęgę Rosji, przeprowadziła śmiałe reformy prawne, administracyjne. Była mecenaską sztuki. Thatcher, Kleopatra, Ezbieta (angielska) w jednym. Dziewczyna, a potem baba z taaaaaakimi jajami - polecam jej życiorys , a dla mniej wymagających krąży fajny film z hbo czy national - porywająca historia "from rags to riches". Ale Polak tego się nie dowie, bo wystarczy mu wiedza, że ruchała się z koniem - dworska plotka, nie mająca żadnego oparcia w wiarygodnych relacjach z epoki.

5. Dobry Indianin to martwy Indianin. Dla Polaka dobry ruski to taki co lubi Polskę. Nie wiadomo dlaczego. Skuteczność np. polityków, dla nauki potomnych, studentów politologii i jako przykład działania "co robić, aby się nie narobić, wyjść na swoje i zarobić" powinna być oceniana przez pryzmat dokonań. Katarzyna wyruchała w sensie dosłownym również, polskiego króla i kwiat ówczesnej polskiej elity - to ona była mądra, sprytna i z wizją. Oni? Jak barany dali się poprowadzić na rzeż. 

6. Oczywiscie Putin jest be. Bo nie lubi Polski i nie działa w jej interesie. A skad oczekiwanie , że powinien. Powinien to w interesie Rosji. Jezeli ktos pamięta gdzie była Rosja w 1999 kiedy przejmował władze, w totalnym rozpizdziaju upadłego ZSRR , to chyba facet nie ma złych wyników? To może walczmy z nim o swoje, ale przy okazji szanujmy jego dokonania na własny rachunek i zazdrośćmy, że taki im się trafił, i dajmy jako wzór naszym orłom?

7. W Rosji wszystko jest wielkie. Taka specyfika. Wielkie chamstwo i wielki brud. Wielki bardak. Wielka wóda. Wielkie zbrodnie historii. Wielkie niedomagania dzisiejszej pseudodemokracji, której de facto - tu zgoda, nie ma. Ale jest też wielka kultura, balet, literatura, muzyka, architektura, natura, wielkie ludzkie serca, dokonania w imieniu całej ludzkości jak program kosmiczny, który od kilku lat z resztą jedzie wyłącznie na ich technologii bo Ameryka dostała zadyszki, a Chiny są jeszcze w fazie testów. Czy to fair, że dowiadujemy się tylko o tych pierwszych "wielkościach" ? 

8. Feliz Baumgartner skoczył z "kosmosu" aby zareklamować oranżadę redbull. Ani w jednych wiadomościach nie zająknięto się o niejakim Leonowie, który pięćdziesiąt lat wcześniej wyszedł jako pierwszy w prawdziwą przestrzeń kosmiczną bo na wysokości ponad ... 300 km a nie 39 i leciał prędkością ponad ... 20 TYSIĘCY  km na godzinę a nie 1200. Ale wiadomo, ze ruski to nie jest material na bohatera, poza tym to było za komuny, więc się nie liczy. 



wtorek, 17 września 2013

Bajka siedemnastowrześniowa.

Była sobie raz dziewczynka Jadwisia - przecudnej urody, ale strasznie zarozumiała. Uważała się za najpiękniejszą i w szkole i na osiedlu. Koleżankom z sąsiednich klas nie szczędziła krytycznych uwag, sama uważając  się za wzór cnót wszelakich. Wszyscy się dziwowali, że zamiast zgody szukać z wszystkimi się od razu pokłóciła i wszystko robiła aby w tym pogniewaniu trwać. Najbardziej dziwiono się, że nie tylko z dwoma najroślejszymi dziewuchami w szkole miała wiecznie na pieńku, ale nawet tym drobniejszym, co wspólnego frontu przeciw tym rosłym szukały pokazywała figę z makiem i na nosie grała. Im bardziej Helga i Olga, bo tak się te rosłe i złośliwe nazywały, wygrażały mniejszym dziewczynkom, tym mocniej Jadwisia sekowała, w jej przekonaniu głupsze, brzydsze i w ogóle nc nie warte Milenkę i Egle *). Nawet we własnej klasie nie przyjaźniła się z nikim. Głośno dawała wyraz swojemu niezadowoleniu, gdy ją w jednej ławce sadzali z Roksanką co po ukraińsku  mówiła, albo z Gruszą co bardziej po białorusku zaciągała że to ona z tymi ruskimi nie chce mieć nic wspólnego, a koleżankom Racheli i Gołdzie to nawet sugerowała żeby sobie miejsca w inej szkole szukały bo tutaj dla nich miejsca nie ma. Bardzo za to imponowały jej koleżanki z lepszego, zachodniego świata, i mimo, że tamte naszą Jadwisię za popychadło miały, upierała się aby tylko z nimi się bawić. Ot, takie lepsze towarzystwo sobie wymyślila- znacie to ze szkoły, małe dzieci czasem wymyślają sobie takie podziały. Niestety ani Żaklinka, ani Elizabeta z naszą Jadwisią bawić się nie chciały i na odczepnego naobiecywały jej co im ślina na język pzyniosła, same się dziwując, że ta taka naiwna i na poważnie te bajki bierze. Jadwisia bardzo dumna była, że do lepszego towarzystwa należy i tak w swoich oczach awansowała, że kiedy Helga postanowiła Milenkę pobić i zabrać najfajniejsze zabawki, nasza Jadwisia też sobie kolejkę, kilka misiów i dwie lale wzięła. Nic tak nie poprawiło samopoczucia Jadwisi jak póśjcie ramię w ramię z rosłą Helgą. Wszystkim wokół na nosie grała i wesołe piosenki śpiewała, że nikt jej nie weźmie nic, nikt jej nie zrobi nic, bo z nią Rydz. Taka dziecięca rymowanka. 
Potem zrobiła się ogólna awantura. Helga z Olgą pobiły Jadwisię strasznie. Helga tłukła od przodu a Olga nóż w plecy wbijała. Jadwisia bita dziwiła się, że koleżanki z lepszego podwórka nie przyszły jej z pomocą, chociaż powinna mieć w pamięci, ze kilkanaście miesięcy wcześniej Milence też nie pomogły, a i sama Jadwisia zamiast jej pomóc, może nie nóż, bo takiego nie miała, ale maleńki scyzoryczek swojej veselej pratelkyne do prdelki wbijała. Jadwinia zawsze miała w pamięci drogą jej lekturę o Stasiu i Nel a najbardziej  jej zapadły w pamięć wątki o murzynku Kalim dlatego nie widziała żadnych podobieństw między napadaniem na Milenkę, której Helga obcasem na gardle stała a tym co się jej miało potem przydarzyć. 
Różne mądre Panie z poradni dziecięcej radziły potem, kiedy kurz już opadł, co biedna Jadwisia miała robić. Jedne mówiły, że trzeba było z Helgą na Olgę ruszyć. Inne, że odwrotnie. Przyjaźnie z modnymi koleżankami z zachodu stawiały w potwierdzoną praktyką wątpliwość i co do jednego były zgodne - gdybać nie ma co, ale jedna mądrość z tej awantury płynie. Niedobrze i niemądrze jest pokłócic się naraz z wszystkimi wokół a przyjaciół trzeba sobie szukać blisko a nie daleko.  Niestety dzisiaj nadal jest wiele Jadwiń, które tej prostej życiowej prawdy nie rozumieją. Dziwię się.

*) popularne imię litewskie

niedziela, 15 września 2013

Nowe dresy Króla. Wersja 2013.

1. Pan Fornalik po meczu z San Marino wypowiedział się, że "wykonaliśmy plan". W mediach nadal królują statystyczne układanki pt: nasi jeszcze mają szansę w znanym i lubianym stylu "jeżeli Niemcy przegraja 0:7 z Wyspami Owczymi, a Andora wygra z Włochami różnicą piętnastu bramek, to nasi wchodzą do baraży, które wygrywają jeżeli wcześniej Malta pokona Hiszpanię na wyjeździe". Kocham polską piłkę za jej totalną wirtualność. Wszystko w niej jest łudząco podobne do prawdziwego futbolu, z tą jedynie różnicą, że to wszystko na niby. Nasi piłkarze są podobnie nażelowani do Włochow i Hiszpanów, a tatuażami biją na glowe Anglików i Francuzów. Tamci jeszcze umieją grać w piłkę, ale nie wymagajmy za wiele. Mamy też wielkie wydarzenia sportowe w postaci meczów eliminacyjnych , np. z San Marino właśnie podczas których dziennikarze i eksperci zaproszeni do studia ze śmiertelną powagą analizować będą zmagania facetów, którzy zarabiają roczny budżet przeciętnej krajowej gminy z fryzjerami, kasjerami i mechanikami samochodowymi. Pan Biedronka za to wszystko płaci i może nawet jest zadowolony, bo jak widać klient krajowy nie ma potrzeby prawdziwego futbolu - wystarcza mu ten nażelowany. I dobrze. Bo gdyby żelu zabrakło tylu dziennikarzy i ekspertów staciłoby robotę. 

2. Wiecznie dobrze zapowiadający się Robert Kubica, znowu sobie coś urwał, albo coś się zepsuło, albo inni pojechali minimalnie szybciej. Religijny kult Kubicy trwa nadal. Czemu - nie wiadomo. Facet został hybrydą Hermaszewskiego (taki kosmonauta) i Jana Pawła (wysoki rangą duchowny) *) po tym jak został pierwszym-polakiem-w-F1. I chwała mu za to, bo to już faktycznie wiele. Potem nawet ze trzy razy przez dwa lata stanął na podium. Brawo. Ale droga na Olimp wciąż była daleka, bo F1 to taki sport, w którym zapamiętuje się tylko mistrzów świata, tym bardziej, że specyfika dyscypliny sprawia, że niektórzy zostają nimi po kilka razy, więc nawet jednorazowy sukces nie rzuca nikogo na kolana. Tam. Nie u nas. U nas rzuca, że "nasz" dojechał drugi w jednym z wyścigów, a na koniec był szósty. 
Potem nasz as kierownicy wykazał się mega głupotą, która wyliminowała go z dalszej pracy w F1 najpierw fizycznie (po ludzku trzeba mu współczuć, ale to nie znaczy przymknąć oczy na głupotę) a potem biznesowo. F1 to biznes. Aby Kubica mógł się pościgać włożono w niego miliony. Ponad wszelką wątpliwość nałożono na niego obowiązek nie podejmowania ryzyk, które mogą tej inwestycji zaszkodzić - obojętnie czy w formie umowy czy w sposób dorozumiany. Tak jak Gortatowi nie wolno jeździć na nartach, a piłkarzom zakazuje się wielu przyjemności - w kontrakcie. Taki standard. Kubica, który mając zobowiązania wobec stajni F1 poszedł pościgać się skodą w powiatowym wyścigu w słonecznej Italii jawi się ewentualnemu pracodawcy jako miłośnik rosyjskiej ruletki - my w niego znowu zainwestujemy miliony, a on się zapisze na walkę byków, bieg na szczudłach czy rajd Monte Kalwaria, w którym zderzy się z mazowiecką krową i tyle będzie z naszej inwestycji. Okazał się niedojrzały biznesowo do tego sportu, w którym oprócz umiejętności kręcenia kólkiem dziś, trzeba jeszcze mieć umiejętność zrozumienia, że sezon, że kontrakt kilkuletni, że ścieżka kariery, itd ...
Kolegom z pracy, w rodzaju np. Krzysztofa Hołowczyca niezręcznie jest to powiedzieć wprost. Mogliby to powiedzieć dziennikarze, ale ci wolą zachwycać się "wielkim powrotem" podczas którego "zdeklasował rywali". Bez wnikania w poziom rywali występujących w wyścigach powiatowych. Trcohę tak jakby zachwycać się że Messi okiwał wszystkich obrońców drużyny Neptun Końskie. Zuch.

3. W środowej "Polityce", czyli na dwa dni przed chwilą prawdy przeczytałem, że nasi wygrają z Australią w tenisa. No może nie wprost, ale to że są faworytami to było jasne. Nie wiadomo dlaczego bo tamci parę razy ten puchar zawieźli do domu, swoich Fibaków mieli kilkudziesięciu, a Janowicze rodzą się im co pięć lat. Autor artykułu skupiał się (ale nie był sam, słyszałem w radio podobne opinie) na tym, jak to będzie już fajnie, gdy będziemy w tej najlepszej 16-tce. Tak trochę dużymi literami - AWANSUJEMY DO GRUPY ŚWIATOWEJ, a małym druczkiem na samym dole "o ile wygramy z Australią. Recepta na sukces miała tkwić w "nawierzchni" - otóż nasi wybiorą nawierzchnię ziemną, na której grają, że hoho, a kangury na takiej nie umieją, że ni huhu. Dlatego faworyt to orzeł biały.

Nasz przewodnik po świecie tenisa dzieli się z nami również tenisową kuchnią ...

Jak się okazało ani jedna (nawierzchnia) ani druga (gra deblowa) daviscupowa prawda nie zadziałała nad Wisłą. 
Siostry Radwańskie i Janowicz to znakomici sportowcy. Chwała im za to, że są blisko czubka. Ale jeszcze na niego nie weszli. Nawet jeżeli nigdy nie wejdą i tak odnieśli sukces. Radwańskie mają troche pecha, bo gdyby urodzily się trochę kiedy indziej i nie musiały odbijać się o ścianę sióstr Wiliams, to może byłoby łatwiej. Tak czy owak dzielne, więc po co odprawiać gusła i zaklinać rzeczywistość - na razie polski tenis jest gdzie jest. I tak ma się o niebo lepiej niż chłopaki Fornalika. 

4. Po jaką cholerę ubierać ich wszystkich w królewskie szaty. Co to my nie widzimy, że król jest nagi? 

*) wyjaśnienia potrzebne dla mniej lotnych czytelników, którzy łykając bzdety żurnalistów wysokich ocen sobie nie wystawiają

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Chłopów to brzydzi ...

W Wysokich obcasach czytam o akcji poszukiwania chlopa. Co autor(ki) chciał(y) powiedzieć? Ano wpisać się w nurt - nie jest łatwo o chłopa, bo ... to sobie sami tamże przeczytajcie. Dyskusja na temat rosnących oczekiwań kobiet w stosunku do mężczyzn (rysunek Mleczki - Drogi Henryku, przykro mi ale nie spełniasz standardów.) toczy się i na łamach i na forach towarzyskich. Postawa "lepiej sama niż z idiotą i palantem" jest już częścią kodu kulturowego przełomu XX i XXI wieku. Może nawet i słusznie, ja nie o tym. 

A może trochę jednak o tym.  XXI wiek to kultura obrazkowa. Obrazki to telewizja, niech nawet internetowa i niech nawet kablowa. Wspomagane radiem w samochodzie. W ciągu dnia jeżdżac autem, włączając tv, przeglądając wiadomości w sieci oglądamy zyliardy reklam. W tych reklamach są komunikaty, które definiują, zapadają, określają, stygmatyzują, itd. 

Nawet jeżeli jest się super macho (to nie ja), trudno sobie kobiet nie obrzydzić, jeżeli chcę, czy nie, w prime timie czyli podczas tv-dinners jest się zmuszonym pooglądać sobie filmiki, które zarysowują taki z grubsza wizerunek kobiety 2013 i problemów ją definiujących 

Nie trzyma moczu. Ma zgagę. Matowe, zmęczone i zniszczone włosy i oczywiście moją ulubioną - grzybicę pochwy. Choroby przewodu moczowego sposwodowane współzyciem. Zaparcia. Opryszczkę, którą zakleja plastrem i leci się całować. 

Powyższe przypadłości a w zasadzie nieodłączne cechy współczesnej kobiety są przedstawiane kontekstualnie, czyli np. tak: czy wiesz, że współżycie seksualne może być źródłem zakażeń, podrażnień, itd. Innymi słowy przekaz do kobiety jest taki: nie bzykaj się bo będzie szczypało. Do facetów: ona na pewno ma grzybicę, upławy i jeszcze się zsika.

Organizacje kobiece i feministyczne aktywistki protestują przeciw uprzedmiotawianiu kobiet w reklamie, że np. one są zawsze głupsze a oni mądrzejsi. Oni się znają a one głupio zadziwione zachwycają jaki to on hoho mądry. Nie mam nic przeciwko. NIech z tym walczą. Mnie też się nie podoba. Ale czy moglyby coś zrobić aby rzadziej pokazywano mi te z chorobami? Czy można coś z tym zrobić? 

A potem się dziwią, że chłopa trudno znaleźć ... 


Atak klonów

Dzisiaj kilka pytań i poważnie liczę na odpowiedź.
Byłem wczoraj na "wydarzeniu towarzyskim". Na wydarzeniu była "elita". Połowę elity stanowiły damy. Wśród dam mniej więcej połowa obnosiła wyraźne znamiona luksusu eksponując wyniki swojego oddania chirurgii estetycznej, chociaż nie wiem czy to ostatnie określenie oddaje istotę sprawy.
Wydarzenie było dzienne, w świetle letniego słońca mogłem sobie obejrzeć to co zazwyczaj tłumi półmrok wieczornych lokali. Mam w związku z tym pytania.

1. Dlaczego celem, do którego dążą wielbicielki nowoczesnych technik ingerowania (wybaczcie ale słowo "poprawiania" nie przejdzie mi przez gardło po tym co obejrzałem) w urodę jest osiągnięcie wyglądu identycznego z pozostałymi? Rozumiem, że można sobie coś chcieć zmienić, ale dlaczego na takie samo jak u koleżanek?
2. Czy wynika to może z tego, że chirurdzy maja tylko po dwie pary foremek na każdy kawałek twarzy i w związku z tym ilość wariantów jest ograniczona? Dwa rodzaje nosa. Dwa ust. Dwa polików i Dwie brody. Poważnie pytam.
piekna Donatella Versace, ktora z pewnoscia bylo stac na najlepszych specjalistow - pieknie poprawiona.

3. Czy te panie, które sobie to robią w wieku lat 30 plus (a znam takie co zaczynają w wieku 20 plus) wiedzą, że będa jeszcze żyć 50 lat i czy znają jakieś pozytywne przykłady kobiet wyglądających naprawdę dobrze około 50-tki po dwudziestu latach poprawiania urody? Czy ich decyzje są świadome, kiedy decydują się aby "teraz-trochę-lepiej-w-moim-mniemaniu-powyglądam-a-potem-będę-mogła-wyglądać-jak-małpa-przez-resztę-życia"?

chociaz z drugiej strony to wspaniale, ze doceniony zostal wklad gwiazd porno w te branze

4. Czy znają powiedzenie o niskim facecie w butach na obcasie i w peruce? Że nikomu nie wydaje się wysoki i z bujną czupryną, ale właśnie wszyscy wskazują - o, zobaczcie jaki niski facet w śmiesznych butach i peruce? Jeżeli zatem myślą, że wyglądają np. młodziej, to czy wiedzą, że nikt o nich nie mówi, ale fajna dwudziestka, tylko każdy widzi, że "pod-czterdzieści-ale-dobrze-zrobiona"? 
5. Czy ich facetom (jeżeli są amatorami "poprawionej" urody) nie przeszkadza, że czasem rano muszą się obudzić a potem zjeść twarożek z maską, która może i jakoś wygląda po godzinnych zabiegach przed lustrem, no ale czasem chyba nie zdanżają ? (nie poprawiać tak ma być)
6. Czy najbardziej oddane miłośniczki "poprawionej" urody nie są chore psychicznie, zapadając coraz bardziej na chorobę podobną do np. anoreksji, gdzie ofiara patrząc w lustro wydaje się sobie wciąż za gruba? Poprawkom bowiem nie ma końca, o ile jest budżet to jedziemy. Jeszcze poprawię tylko to i koniec ... ale końca nie ma. Czy ktoś im to powie? Czy ktoś je leczy?

czegos jeszcze chyba brakuje 

7. Skąd potrzeba poprawienia się u kobiet, które już przed pierwszy zabiegiem są ikonami urody, boginiami kobiecości - powygrywały konkursy piękności, są znanymi gwiazdami mediów, faceci padają im do stóp, mają udanego męża, w razie większych potrzeb sztab chętnych adoratorów, którzy wejdą ochoczo w rolę kochanka, itd. A mimo to idą sobie zmasakrować buzię aby osiągnąc wydatność ust Dariusza Michalczewskiego. Skąd im się to bierze.
8. Czy możność pochwalenia się listą odbytych zabiegów to jeszcze sprawa indywidualna, czy już zjawisko socjologiczne? Status symbol? Jeżeli teraz, m.in. w telewizji, w stosownym "reality" panowie doktorzy i ich klientki przekonują, że to wspaniała możliwość leczenia poczucia niższości, kompleksów, ratuje im związki, stają się lepszymi, wreszcie mogą polubić siebie ... A co zrobimy z tymi paniami, za 20 lat kiedy dopadną je problemy "wyglądu małpy", z którymi niewiele da się zrobić, bo na razie widać, że to bilet bez powrotu. Wtedy dopiero będą potrzebowały polubić siebie. 
9. Dlaczego w kobiecych magazynach obecna jest tylko jedna opcja czyli ta "za"? Niech będzie, że się czepiam, ale chyba są jeszcze oprócz mnie tacy, których to dziwi, śmieszy, przeraża, w skrajnych wypadkach brzydzi. Dlaczego w żadnym magazynie, w żadnym programie nie spotkałem się z sugestią "kobiety przystopujcie, nie przesadzajcie, spójrzcie też na ciemną stronę" ?
10. Przeżycie można opisać tysiącem przymiotników: było ładnie, wzruszająco, wstrząsająco, ciekawie, odkrywczo, porywająco, itd. Można też powiedzieć - no wiesz, czad! Twarz może też wyrażać tysiąc emocji, pod warunkiem, że się rusza. 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Molier by tego nie wymyslil, chociaz ... Może?

Szkoda mi Macieja Stuhra. Ale Fibaka też mi było szkoda. I senatora Piesiewicza. I następnych też mi będzie szkoda. A pojawią się niezawodnie. Mnie nie zdziwi ani to, że się pojawią, ani to, że media ich dopadną, zaszczują, przejadą walcem, obsmarują błotem, przeżują i wyplują. Słabsi wpadną w depresję i odpadną. Silniejsi, których to co ich nie zabije - wzmocni, podniosą się, otrzepią, wyliżą rany i ochoczo pognają ku swym kolejnym, a może tym samym oprawcom krzycząc ... męcz mnie, dręcz mnie, butem, knutem, tratuj, katuj, ja przebaczę wszystko Ci jak bratu. I znowu. I od nowa.

Dziwi mnie natomiast, że Maciej Stuhr wygląda na zdziwionego. Przecież reguly gry zna, a przynajmniej powinien bo to i klasyka gatunku: wiele komedii Moliera ma za bohatera rogacza i wcale nie ma racji Tomasz Lis wzruszający się nad losem obsmarowanych Macieja i Samanty, że to nienawiść kieruje jego kolegami z prasy. Ludzie lubili śmiać się z rogaczy na długo zanim wymyślono prasę, telewizję i haterów. Taki dyżurny temat. Podobnie jak zawsze śmieszy facet przebrany za babę. To akurat Maciej Stuhr powinien udźwignąć.

Tomasz Lis, którego akurat znam (niespecjalnie blisko, ale zawsze), cenię za profesjonalizm i w porywach nawet lubię, w tej akurat sprawie ma niespecjlalne prawo do zabierania głosu i błądzi. Po pierwsze dlatego, że jest takim samym dziennikarzem jak jego koledzy po piórze, których ma za gorszych od siebie, po drugie dlatego, że jest takim samym celebrytą (cóż za ohydne słowo) jak Maciej Stuhr. 
Niezależnie od winiety, czy to TVN, czy to TVP, czy to pudelek - wszystkie tytuły są pełne programów Uwaga! i im podobnych, gdzie włazi się ludziom w życie i tygodniami, miesiącami, walcuje bohaterów masowej wyobraźni. Z tą różnicą, że Mamamałejmadzi dostała angaż jedynie na szwarccharakter, podczas gdy znani i lubiani za co innego, tacy jak np. Maciej Stuhr ale i Tomasz Lis muszą się liczyć z tym, że publicznie zostaną obnażone ich oba pierwiastki ying i yang. 
Nie wiem który jest który, ale tak już świat jest ułozony, że szuka wiecznie równowagi (MMM jest wyjątkiem) i ani Tomasz Lis, ani Maciej Stuhr nie mogą liczyć na to - źle by to świadczyło o ich inteligencji, że na okładkach i w portalach będą występować wyłacznie i niezmiennie jako Najpiękniejsi, zdobywcy różgali, wiktorowie i dyżurni przystojniacy. Tomek zresztą chyba pamięta, że jak się z Kingą Rusin pięknie różnił w poglądach na przebieg rozwodu to też jakoś go ubodło, że ci inni, gorsi dziennikarze ganiali za nim po krzakach, więc ból zna.
Zatem jeżeli ktoś - tym razem trafiło na Stuhra zakłada, że status gwiazdy ma jedynie jasne strony, jest do bólu naiwny. Te ciemne można minimalizować, bronić się przed nimi mniej lub bardziej udanie, ale uniknąć się ich nie da. I znowu myli się Tomasz Lis twierdząc, że jedynym paliwem napędzającym "dziennikarzy" tropiących prywatność i zawartość kubłów na śmieci jest zawiść i zazdrość. Ten wyrafinowany mechanizm być może działa wciąż w relacjach aktor-krytyk, gdzie jak wiadomo, ten drugi leczy swoje frustracje bycia nikim w sztuce, którą ukochał, wylewaniem pomyj na znienawidzonego zdobywcę festiwalowych laurów, ale to jednak inna liga. Tutaj chodzi o coś innego. "Dziennikarz" tabloidu jest uosobieniem głosu ludu, który to lud naprawdę daleki jest od zazdroszczenia talentu aktorskiego, scenicznego, czy innego tam. Wybacza również wyższy standard życia, chociaż nie lubi ostentacji. Wkurwia natomiast lud do białości przemądrzalość celebrytów, którzy sami siebie przemadrzalych nie wymyślili - pomocną dłoń wyciągnęli, a raczej pocałunek śmierci złożyli na ich czole ... tak, tak Twoi koledzy "dziennikarze", redaktorzy, prowadzący i Ty sam Tomku, wpadając na genialny w swej prostocie pomysł, że o niebo lepiej szeregowych fachowców wypadają w okienku telewizora i na błyszczących stronach magazynów znani i lubiani pytani o wszystko, nawet jeżeli na temat wszystkiego mają pojęcie więcej niż mgliste. Aktorzy przez duże A (jak Stuhr mały i Stuhr duży), aktoreczki, pogodynki, sportowcy, projektanci mody, modelki, prostytutki, które obecnie aspirują do którejś z wyżej wymienionych kategorii i robią karierę w mediach, politycy, laureatki konkursów piękności, prezenterzy telewizyjni, tancerze, choregrafowie, szansonistki, jednym słowem wszyscy wypełniający pasma i szpalty od rana do nocy, od gwiazdki do lata i z powrotem, swoimi wypowiedziami na temat wszystkiego. Nawet zakładając, że są wybitnymi specjalistami w swoich dziedzinach, byłoby zbyt proste rozmawiać z nimi o tym na czym się znają. Nie. Pytać ich będą mniejsze i większe tuzy dziennikarstwa o sens życia we wszystkich jego aspektach. 

To promowane przez media przemądrzalstwo celebrytów kumuluje się w pokłady złości i oczekiwanie, że w końcu im się jednemu z drugim noga podwinie i ... zazwyczaj tak się dzieje. Jest to zjawisko przechodnie, to znaczy wk...ać mnie mogą wypowiedzi Dody, braci Mroczków i Natalii Siwiec, ale jak nie wytrzymam i mi się zacznie ulewać to może akurat trafić na Stuhra. 

Czy można nie zostać celebrytą będąc znanym i dobrym aktorem - okazuje się, że można, ale trzeba chcieć i konsekwentnie odmawiać zostania najpiękniejszym z rożą w zębach, koementującym na bieżąco o co go tylko zapytają. Maciejowi Stuhrowi zabrakło wyobraźni a teraz się w związku z tym obraził, że żona urządziła mu brazylijską telenowelę ... no ale jak już ma się na imię Samanta - noblesse oblige. 

Cud nad Wisła 2

Na spotkaniu towarzyskim zapytałem izraelskiego biznesmena, jak sobie dają w Izraelu radę ze świadomością ciągłego zagrożenia ze strony morza wrogich im krajów arabskich. Spodziewałem się odpowiedzi z rodzaju filzoficznych i fatalistycznych westchnień, w rodzaju sąsiadów się nie wybiera, użalania się nad ciężkim losem wiecznej ofiary, słowa o przedmurzu, bo w końcu Izrael to "my" a  Arabowie to już "oni ... ale mój pragmatyczny do bólu rozmówca rozczarował mnie banalnym - "no coż - zbroimy się, jakby tak na całego na nas napadli , to pewnie nas pokonają, ale natłuczemy ich wcześniej tylu, że wcześniej się zastanowią czy im się opłaca, i jak na razie faktycznie się zastanawiają i nie napadają".
W rewanżu opowiedział mi o swoich refleksjach z odwiedzin w Warszawie. Pod wrażeniem wizyty w muzeum Powstania Warszawskiego (historię Polski znał, bo to był "polski" Żyd) powiedział - "wy też nie macie tu lepiej, z lewej Niemcy, z prawej Rosja - co kilkadziesiąt lat was najeżdżają, bombarują, mordują" i zadał mi najwżniejsze pytanie geopolityczne jakie usłyszałem w życiu ... "na jakiej podstawie, wy Polacy, uważacie, że wasza przyszłość będzie inna od waszej przeszłości?" - nie zrozumiałem, więc dodał - "dlaczego nie robicie nic aby być silni? jak możecie marzyć, że uda wam się zbudować dobrobyt i bezpieczeństwo pozostając zupełnie bezsilni?"
Właśnie przeczytałem o "kluczowym programie" polskiej armii - wycinek w załączeniu. 
OSIEM armat na już, które polski przemysł obronny wypodukował z dziurawym podwoziem, i kolejne SZESNAŚCIE jeżeli te pierwsze będą trafiać i jeździć. W sumie 24 armaty, które razem z (mogę się mylić w lewo - prawo o kilka sztuk" 30 samolotami F-16 - już z poprzedniej epoki, czołgami z niemieciego demobilu, norweskim uratowanym ze złomowiska okrętem podwodnym  i dwoma "korwetami" z lat 50-tych, które podarowali nam sojusznicy zza oceanu stanowić będą (jak załatają w nich dziury) o sile odstraszania Najjaśniejszej. W końcu są już spawdzone wzory postępowania ... jakby co wrogom ukaże się Matka Boska, jako wunderwaffe.   Ktoś nie śpi aby spać mógł ktoś .... Jestem już spokojny.

piątek, 16 sierpnia 2013

obok orła znak pogoni ... poszli nasi w bój bez broni ... (piosenka "patriotyczna")

I znowu powstanie. I znowu dyskusja bić się czy nie bić. I znowu "prawdziwi" Polacy pogonią kota tym nieprawdziwym, że zdrajcy, że pachołki. Żeby nie było niejasności jam z tych nieprawdziwych. Zdradziecko uważam, że i wtedy i teraz i zawsze lepiej jest przeżyć niż dać się zabić. Nie uważam, że Polska wolność zawdzięcza tym, którzy poprowadzili jak barany na rzeź 1/4 ludności stolicy. Uważam, że wolność wywalczyli i zbudowali żywi a nie martwi. Że dla Polski byłoby lepiej gdyby ci wszyscy młodzi, piękni, wspaniali ludzie, od których zażądano niemożliwego przeżyli. Mieli dzieci, wychowali je, zamiast zostawać martwymi bohaterami, wolałbym aby byli lekarzami, architektami, poetami ...
Ale próbuję wejść w buty tych, którzy wierzą , że trzeba było, że inaczej nie dało rady powstrzymać wybuchu, itd. Schodzę wtedy do poziomu pytań podstawowych, nie tych wielkich o strategię, politykę, rację stanu. I moje pytania, na które odpowiedź musi być tylko jedna, bo są one proste i oczywiste, nie pozwalają mi podziwiać wodzów, którzy posłali swój lud na śmierć ...
1. Czy jeżeli w Afryce, Azji, Ameryce południowej widzimy zdjęcia małych chłopców z karabinami, nie uważamy, że to zbrodnia posyłać dzieci na śmierć? Czy jeżeli w ostatnich tygodniach wojny Niemcy posyłali przeciw rosyjskim tankom, dzieci w mundurach z karabinami z demobilu, czyli de facto nieuzbrojonych to nie określano tego jako ostatnia zbrodnia hitlerowców, którzy w obliczu klęski nie zawahali się posłać na pewną śmierć tego co każdy naród ma najlepszego czyli dzieci? Zdjęcia małych powstańców są obrazami wstydu a nie chwały. Nastolatek z karabinem nie jest bohaterem. Jest łatwowiernym, pełnym zapału i ideałów łupem dorosłych polityków, którym do czegoś jest potrzebny i da się posłać na wojnę zawsze ... ale ja nie chcę aby ktoś posyłał małe dzieci na wojnę.
2. Czy AK to nie była "armia"? Wojsko, podziemne ale wojsko? Czy zadaniem wojska nie jest tak prowadzić działań wojennych aby chronić cywilów? A nie używać ich jako tarczy. Czy wojsko nie dziala na rozkaz? Co to znaczy , że nie można było powstrzymać wybuchów, bo "takie były nastroje" - czyje nastroje? To nie cywile wywołali powstanie a wojsko. Ktoś temu wojsku chyba rozkazywał.
3. Wszystkie dokumenty źródłowe potwierdzają, że w chwili wybuchu powstania było jasne, że ani na aliantów, ani na ruskich nie można liczyć. Na jaki cud liczyli wodzowie prący do powstania, mając "na tygrysy visy"? Błagam niech się skończy to celebrowanie samobójczej śmierci - powstańcze piosenki z XIX wieku wychwalały, że nasi poszli w bój bez broni. 80 lat później na czołgi poszli w piosence z pistolecikami .Zuchy! Z bronią to każdy głupi potrafi się bić, ale to dla cieniasów. Debeściaki lądują  w każdych warunkach i idą na wojnę nawet z jedną fuzją i to jest w przekonaniu prawdziwych Polaków powód do chwały. Otóż ja nie chcę aby kolejne pokolenie było uczone tych idiotycznych piosenek. Uważam, że na wojnę się idzie jak są szanse na cokolwiek. W obliczu ich braku czeka się na lepszy moment. Czasem długo, pokoleniami, ale ... patrz wstęp - w tym czasie jest się lekarzem, inżynierem, malarzem, i przenosi się polskość przez pokolenia, żywą a nie martwą. Szczególnie kiedy już wszystko wiadomo - Niemcy już wojnę przegrali. Ruscy już stali na linii Wisły, a Jałta już się wydarzyła i to nie zachód okłamywał Polaków, bo ustalenia Jałty były im komunikowane, tylko polscy politycy londyńscy ukrywali przed narodem, że już jest posprzątane i że żadne zrywy tego nie zmienią, bo  ... mocarstwa nasz los ustaliły. To wspaniałe, że nie na zawsze - po 45 latach, żywym, bez jednego strzału, bez burzenia miast udało się ...
4. Co było lepsze dla kultury polskiej? Że Chopin i Mickiewicz byli w Paryżu zamiast walczyć i zginąć w powstaniu listopadowym? Że Gombrowicz został za oceanem? Czy, że Baczyński musiał zginąć zamiast tworzyć?
5. Jak pogodzić przeprowadzenie samobójczej inicjatywy powstania wywołanego przez AK, będącą zbrojnym ramieniem rządu w Londynie, z komfortem oficjeli tegoż rządu, którzy nie musieli walczyć siedząc na kanapach i śląc jedynie petycje i umywając ręce, że niby dowódcy w kraju podjęli decyzję. To to był rząd czy nie?
6. Skąd oczekiwanie, że ruscy powinni powstaniu pomóc, jeżeli z założenia było ono skierowane politycznie przeciw nim? Czy podpuszczali Polaków do walki? Tak. Czy perfidnie? Tak. Czy mamili pomocą? Tak. Nie dotrzymali? Tak. No ale właśnie na tym polega polityka - aby realizować swoje interesy a nie dziesięć przykazań. O naiwności , braku kompetencji politycnych, braku odpowiedzialnościu"wodzów" świadczy , że tego nie rozumieli. Ich obowiązkiem było rozumieć. OD tego byli  i za to brali pieniądze z zasobów polskiego złota siedząc w Londynie.
7. Czy ówcześni politycy a dzisiejsi prawdziwi Polacy nie rozumieją, że polityka to nie koncert życzeń a sztuka możliwego w danych okolicznościach? Możliwe było zachowanie maksimum sił witalnych narodu i jego najlepszej młodzieży ... Niemożliwe było pokonanie za jednym zamachem Rosjan i Niemców bez broni, bez wsparcia sojuszników, wbrew ustaleniom mocarstw ...
8. I najważniejsza pytania. Prawdziwi Polacy mówią, wierzą, każą wierzyć innym, że ta ofiara krwi była potrzebna, że bez powstań nie byłoby wolnej Polski, nie byłoby Polaków, niczego by nie było ...
Niby na czym miałaby polegać ta nasza wyjątkowość? Czesi jakoś są. Finowie przetrwali. Ukraińcy doczekali się wolnej Ukrainy. Czy idącym do powstania mówiono - chłopaki i dziewczęta, jest taka sprawa, że musicie dac się zabić aby duch powstanczy podtrzymywal polskosc przez kolejne pokolenia? Nie? Tak myslalem. Ci co poszli do powstania wierzyli (bo mieli prawo) swoim wodzom, ktorzy po prostu klamali - nie bylo szans na zwyciestwo, mozna bylo powstrzymac sie i przezyc, nikt nie byl skory pomoc, a o losach Polski zdecydowali inni. Ale oczywiscie taka opowiesc nikogo by do walki nie skusila. Wiec w imie osobistych ambicji kilku watazkow, w imie polityki kanapowcow z Londynu, poslano na rzeź cwierc miasta łudząc walecznych niemożliwym do spełnienia.
Czy skladam kwiaty? Tak. Czy staje o 17? Tak. Ale nie w gescie hołdu. A z bólu, litości nad losem tych pieknych mlodych ludzi, ktorych nie zabily niemieckie kule, ani rosyjska perfidia. Zabila ich glupota "rzadzacych", ktorzy jak sie okazalo nie potrafili ani ocenic sytuacji, ani wziac za nia odpowiedzialnosci.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Po nazwisku to po pysku ...

Donald Tusk mnie rozczarowuje. Nie opóźnieniami na budowach autostrad anie dziurą budżetową ale tym, że w coraz gorszym stylu dojeżdża do mety. Przez siedem lat mieliśmy twarz RP, która niespecjalnie różniła się od tych europejskich. W świecie kultury obrazkowej, gdzie o zaufaniu do polityków, które przekłada się na kursy walut i spokój na giełdach, decyduje wygląd i tu wypadalśmy nieźle. Przystojny, dobrze ubrany, naturalny w ruchach, sprawnie i dość błyskotliwie radzący sobie w żywych kontaktach z ludźmi i mediami, mówiący nieźle po polsku punktował już na wstępie, a przynajmniej nie łapał punktów ujemnych. 
Że niby to banalne i glupie oceniać polityka po wyglądzie? Zależy kto patrzy. Jak patrzy świat to widzi wiecznie przyduże garnitury "od starszego brata" jakie z bliźniaczą konsekwencją ubierają Jarosław i ... Bronisław (Pan Prezydent ostatnio lepiej się ubiera - brawa, że zaczął sluchać doradców od wizerunku) i sobie myśli ten świat - jeżeli (były) premier i prezydent tego sympatycznego kraju nie potrafią ogarnąć tabeli rozmiarowej garderoby, to wiele mówi o kulturze ich poddanych - jak nie umieją się ubrać to kto wie czy umią (nie poprawiać - tak miało być) jeść nożem i widelcem? Jarosław z masochistycznym poświęceniem paraduje w brudnych butach (nadal mu się to zdarza - co pewien czas życzliwe mu media koncesjonowane na komentowanie podkreślają, że to dorabianie gęby, i że to już dawno nie ma miejsca, a tu ciach - znowu rozdeptane trumniaczki kurzem przysypane i błotkiem malowane, co jest jeszcze gorzej - bo buty do garnituru albo ma się czyste zawsze, albo nawet incydentalne wpadki pokazują, że z domu się tego nie wyniosło) i naraża się na jakże celne w tym wypadku bonmoty w rodzaju "zmienianie świata dobrze jest zacząć od codziennego, porządnego wyczyszczenia własnych butów".  Do tego te czarne, bordowe albo przesadnie wzorzyste koszule naszych parlamentarzystów, przerysowany minister Nowak będący w sferze wyglądu reinkarnacją pięknego Mariana (Krzaklewskiego), który też się sobie bardzo podobał, a któremu to Nowakowi powinno się podpowiedzieć, że mężczyzna (a co dopiero polityk) powinien podążać krok za modą a nie gnać w jej forpoczcie. 
Zgódźmy się, że na tym tle Tusk wypada dobrze, albo inaczej: nic lepszego w sferze wyglądu przedstawicieli władzy nasza klasa polityczna przez prawie ćwierć wieku nie wypuściła. 
NIestety od premiera wymaga się aby oprócz wyglądu czasem coś powiedział, a jak już mówi aby nie gadał glupot. I tu też wypadał nieźle, niestety do czasu. Kiedy był w formie gafy zdarzały się rzadko - teraz potrafi ustrzelić trzy na jednym oddechu. 
Dać się wciągnąć w złośliwe komentarze na temat pisiorów to błąd wizerunkowy. PO miala być tą cywiizowaną twarzą Polski, tą wykształconą, tą lepiej wychowaną - my stoimy gdzie ą i ę a oni tam gdzie rosną buraki. Nasze argumenty to słowa i czyny a nie epitety i obrzucanie błotem. No dobra, nie wyszło. Będą go ratować życzliwi, że niby to przydomek może i nie najgrzeczniejszy ale taki już prawie tradycyjny i nie ma się o co czepiać. Ale Donald pojechał dalej, od razu, strzałem z kolana, szybką decyzja w stylu prezesa Dyzmy, tu i teraz, zdecydował zdymisjonować swojemu ministrowi podwładnego do czego nie ma ani uprawnień, ani nie powinno mu nawet do głowy przyjść, że premier ma się zajmować obsadą stanowisk poniżej szczebla, powiedzmy wiceministra, bo od tego są w demokratycznym państwie stosowne procedury. Jakby tej niekompetentnej kompetencyjnej wpadki było mało, fala uderzeniowa poszła dalej bo nie ma nic gorszego dla polityka wyższego szczebla dać sobie zagrać na nosie przez podwładnego. 
Minister Sienkiewicz ogłaszający wszem i wobec, że kadrowe zapędy premiera ma w nosie, i że w żadnym wypadku spełniać jego ekscentrycznych pomysłów spełniać nie zamierza to już nokaut, ale przecież Tusk sam się na ten cios wystawił, stojąc z opuszczonymi ramionami i mówiąc wal.
Jakby tego było wciąż mało , gdy Sienkiewicz ugrał już swoje, (chociaż kto wie czy się nie zagalopował) gdy już Tusk na deskach legł, postanowił go jeszcze kopnąć pozwalając się sfilmować (nie ma przypadków) z bohaterem wypowiedzi premiera czyli panem Majchrem w scence pt: panowie są bardzo weseli i uśmiechnięci, co w kontekście sytuacji znaczy - zataczają się ze śmiechu, co ten Donald wygaduje, no ja cię, nie mogę, ale jaja, ale pojechał ...
Co ciekawe (ale i smutne) ten wątek mniej zainteresował media niż magiczne słowo pisior. To znak czasów i jakości naszych żurnalistów - publiczne postawienie się i zrobienie idioty z premiera przez ministra spraw wewnętrznych jest słabszym newsem niż głupie przezwisko. To się zdziwiłem. Ale jeszcze bardziej zdziwiłem się kiedy nikt z wyrafinowanych dziennikarzy, gwiazd w rodzaju Lisa, Miecugowa, Sianeckiego, Rymanowskiego, Kolendy-Zaleskiej, Olejnik. NIKT - nie podjął najgorszej w moim przekonaniu wpadki Tuska, który ni mniej ni więcej, z wyżyn swojego autorytetu premiera, wbrew wszelkim zasadom dobrego wychowania, klasy już nawet nie politycznej ale ludzkiej - był uprzejmy zażartować sobie z nazwiska pana Majchera, że niby ono takie semantycznie zbieżne z sytuacją *). No to jesteśmy panie premierze już na dnie. Jeżeli w debacie politycznej zaczyna Pan prześmiewać się z nazwisk to bardzo mnie pan rozczarował. Oczywiście  można o nielubianym publicyście przy tuszy mówić zasapany grubas, można o niskim adwersarzu mówić per konus, można o niepełnosprawnym bez nóg pwiiedzieć, że daleko nie zajdzie, itd. itd. Kupę śmiechu z przewagą kupy mogą dać rymowanki z nazwisk w rodzaju poseł Kapusta to głowa pusta, ale to wszystko jest zwyczajne chamstwo, którego naprawdę po panu bym się nie spodziewał. Wykorzystanie swojej pseudo(w tym wypadku)intelegtualnej przewagi, że niby to takie lekkie i dowcipne odwołanie do literatury wyszło panu słabo. Pan Majcher (nie znam) może mieć wiele wad - ale pozornie dowcipne porównanie go do mordercy i gangstera, bo przecież o jedynym znanym nam Mackie Majcher'ze - Majchrze mowa, to chyba o kilka mostów za daleko.

*) Mackie The Knife - w polskim tłumaczeniu Mackie Majcher, bohater Powieści za trzy grosze autorstwa Bertolta Brechta. Gangster, morderca, oszust. Oprócz książki, unieśmiertelniony w piosence śpiewanej przez Louisa Armstronga, w ktorej w kolejnych zwrotkach opowiadana jest historia kolejnych zbrodni.   

środa, 31 lipca 2013

Samobój c.d.

Przyznaję, że pisząc tekst Samobój zapomniałem przewidzieć jedno: musiał się pojawić "polski Messi" albo inny "polski" ktoś. Polskim Beckhamem i Victorią byli podobno Majdan i Doda. Polskim Bradem Pittem jest jak wiadomo Maciej Zakościelny. W Ameryce jest popularne powiedzenie o Angelinie Jolie, że to taka amerykańska Agnieszka Orzechowska - taki już zupełnie nikt. Tym razem okazało się, że mamy "polskiego Guardiolę" a jest nim ... Tadadam, tadadam .... Trener drużyny środka tabeli 69 ligi świata Michał Probierz .... Taka Agnieszka Orzechowska i Majdan w jednym. Podobny do Guardioli tym, że ma podobne zakola i podobnie się nie goli. I jak tu nie kochać naszych żurnalistów ? 

wtorek, 30 lipca 2013

Samobój

(Tekst przeniesiony z poprzedniego bloga) 

Kąteml ucha uslyszałem, że w telewizji leci specjalne wydanie wiadomości, bodajże na tvp3 - odruchowo zawróciłem w stronę salonu aby dowiedzieć się co ważnego dla losów świata, a niechby tylko najbliższej okolicy wydarzyło się, że aż wydanie specjalne było konieczne. Do tej pory bywały to śmierć papieża, katastrofa w Smoleńsku, czy inne takie. Tym razem przyczyna byla porównywalnie poważna, nie mogłem uwierzyć, a nie było komu mnie uszczypnąć - wydanie specjalne z powodu ... odwołania przyjazdy drużyny FC Barcelona do Gdańska na mecz o pietruszkę z polskim ligowym średniakiem. Dzielni żurnaliści zobili oto kolejny krok w stronę samozagłady - mało kto poważnie traktuje doniesienia prasowe bo większość serwisów informacyjnych doskonale sobie radzi bez informacji ważnych, obywając się wspaniale MamąMałejMadzi czy byłą żoną bylego ministra wynoszacą futra z amerykańskich sklepów i program się dopina, ale to jest jednak nowa jakość - wydanie specjalne.
Nikt nie opowiedział im o przypadku pastuszka i wilków? Jeżeli specjalne jest teraz to co będzie jak spadnie meteor i zmiecie pół miasta?

Żenująca jest waga przywiązywana do tego wydarzenia, chociaż jakaś logika w tym jest - żenujące było już samo to, że ktoś taki pomysł klepnął. Nie "wpadł" ale właśnie klepnął. Ten co wpadł główkował dobrze - wyjdzie nie wyjdzie a kasa wpadnie, bo przecież ktoś komus, za ten ogromn pracy włożonej w projekt zapłacił - o to jestem spokojny. Ale, że ktoś wyżej - nie wiem: miasto? PZPN? to klepnął a piały z zachwytów to już żenada. 

Do tej pory pomysł na polską pilkę budowany był na wyglądzie. Wszystko w polskiej piłce wygląda do zludzenia tak samo jak w piłce wloskiej, hiszpańskiej i niemieckiej. Piłkarze są stosownie nażelowani, drogo ubrani, często zdarzają się przystojni (w końcu jak się ma 23 lata i zajmuje samym sportem nie jest trudno dobrze wyglądać) jeżdżą sportowymi autami i udzielają wywiadów operując tymi samymi określeniami co ich zagraniczni koledzy. Identyczne z zagranicznymi są studia telewizyjne, w których na tle technicznych fajerwerków bliźniaczo podobnie nażelowani "dziennikarze" prowadzą razem z "ekspertami" analizy wyrafinowanych zagrań. Wszystko jest tak samo z wyjątkiem gry w piłkę, bo tej umiejętności jak wiadomo nasi jescze nie posiedli. Polska piłka to jedno wielkie nic i właśnie od tego nic są eksperci, za omawianie tego nic biorą kasę prowadzący, dla tego nic udają orgastyczne zachwytu komentując zagrania, które w noralnym świecie starczają na ligę powiatową. Ile można jednak kisić się we własnym sosie? I tu pojawia się trudność. O ile na krajowym podwórku można poudawać wszystko, to pech chce, że rozgrywki międzynarodowe zakreślone są w konkretne ramy gry na prawdę a nie na niby. Naszych tam nie wpuszczają, bo liczy się ilość strzelonych bramek a nie żelu wtartego w łepetynę. Od czego jednak pomysłowość impresario, który wpada na pomysł genialny w swej prostocie. Jak różnica czy to na prawdę, czy na niby? Nieważne, że o pietruszkę. Można przecież to przedstawić z pomocą walczących o kasę na własny żel "dziennikarzy" jako wydarzenie sportowe par excellence i jedziemy. 

Te zaloty do drużyn z prawdziwego zdarzenia przypominają niestety przypadek żebraka, który ocenia swoje szanse na ślub z księżniczką na 50% bo ... on się już zdecydował. Nawet nie chodzi o to czy przyjadą czy nie, chociaż dla każdego trzeźwo myślacego (ale nie dla ekspertów ze studiów telewizyjnych) jest jasne, że motywacja przyjazdu Barcelony do Gdańska jest żadna i cud objawienia na Amber-murawie może nastąpić tylko przy splocie okoliczności o wspólnym mianowniku "jak akurat nie będziemy mieli nic do roboty to wpadniemy". Niechby nawet przyjechali - to przecież nie po to aby w piłkę grać. Nie będzie hiszpan czy inny internacjonał swojej wartej zyliard nogi wkładał pod rzeźnicki wślizg naszego orła ekstraklasy. Pobiegają, kopną, pewnie z tego wyszłoby minimalne zwycięstwo, może nawet remis po którym pdalyby obowiązkowe pochwały o "potencjale polskiej piłki", zasygnalizowane wcześniej na przedmeczowej konferencji kurtuazyjnym zapewnieniem, że "nie lekceważymy rywala". Na obu konferencjach - tej przed i tej po, padałyby te same od lat pytania zakompleksionych, ubogich kuzynów - "co sądzicie o polskiej piłce", na które padłyby te same odpowiedzi, że znają Lewandowskiego i że jest dobry, co w zupełności ukontentowaloby głodnych sukcesu. Niewykluczone, że z wyżyn dziennikarskiego profesjonalizmu padłoby pytanie "a jak oceniacie murawę i jak wam się podoba stadion" na co zażenowany bezsensem tego pytania (bo soanie i koszenie trawy to nigdzie nie jest żadna rocket science) uprzejmy Gość, parskając śmiechem  odpowiedziałby, że ok. I z tych trzech desek ratunku zostalaby zbita tratwa ratunkowa dobrego sampoczucia polskiej piłki - tytuly krzyczałyby same: hiszpanie wysoko ocenili jakość murawy! Uznanie dla Lewandowskiego! Gratulacje dla postawy piłkarzy Lechii! I byłby sukces. Nic nie byloby na poważnie, nic na prawdę, pełne jaja i zero poczucia obciachu - tylnymi drzwiami (pozornie i na chwilę) polska piłka weszlaby na salony. 

NIestety nie wyszło, ale za to po raz kolejny wyszlo z worka szydło naszych zenujących kompleksów. 
Poseł Hofman na twitterze po rejtanowsku rozdziera szaty, dramatycznie pytajac "jak ja to dziecku wytlumaczę, że znowu Polak zostal upokorzony o Ojczyzna jak dziki kraj potraktowana?" W odpowiedzi cisza. Posłowi Hofmanowi do głowy nie przychodzi, że idiotow to ze siebie robimy na własne życzenie. Jeżeli poseł Hofman zaproponuje ksieznej Kate porzucenie meza i związanie się posłem Hofmanem, a ta odmówi to musi się nawet w głowie posła Hofmana pojawić światełko, czy to na pewno ona jest winna braku konslumpcji tego matrymonilanego pomysłu. Ale poseł widać Małego Księcia nie czytał, bo tam przecież krół wytłumaczył, że nie należy ministrom wydawać poleceń niemożliwych do spełnienia.

Ale może się czepiam. Może to jakiś pomysł jest. W obu aspektach. I zapowiedzieć można takie zderzenie światów dobrze. I na odwołaniu też zarobić. Ktoś zaliczkę stadionowi zapłacił, plakaty się wydrukowało, agencja wzięłą kasę za reklamę. Hotel zaliczkę wziąl, itd. Za bilety mają niby zwracać, ale na pewno 30% tych co kupili machnie ręką i nie będzie jechać po zwrot, który na pewno będzie sprawnie zorganizowany - między 7 a 7.30 w każdy drugi czwartek miesiąca, po przedstawieniu paragon drukowanego na szybko blaknącym papierze.

Ostap Bender (czytelniku wygoogluj sobie) prawie zorganizowal Międzyplanetarny Turniej Szachowy w Wasiukach. Pułkownik Scheisskopf w Paragrafie 22 (drogi czytelniku ... idem) w pełni zadowolił się możliwością organizowania defilad, które potem sam odwoływał. 

Teatr możliwości widzę ogromny. Panel pięciu noblistów z fizyki z MIT i kadry profesorskiej wyższej szkoły czegoś tam w Siedlcach.
De Niro, Pitt, Depp i Jolie potwierdzają swój udział w mega produkcji Mariusza Pujszo.
Czołowi zjazdowcy na nartach zjeżdżają się na górkę w Bełchatowie, albo niech tam ... szczęśliwicką w Warszawie.
Dolce Gabbana przenoszą centrum wzornictwa do Pabianic. 

Ile wydań specjalnych można by potem puścic.
  
Wydanie specjalne ... Podobno jeszcze w roku 1938 zdarzało się na falach radia BBC, że o godzinie nadawania wiadomości speaker informował sluchaczy - "drodzy słuchacze, dzisiaj nie mamy żadnych wiadomości. W związku z tym nadajemy muzykę." Dzisiaj wiadomości muszą być bo czas reklamowy sprzedany, a kto wie - może wydanie specjlalne to podwójna korzyść - więcej widzów (na mnie przez minutę zadzialalo) i niższe koszty bo przecież  telefony na wizji do Tomaszewskiego czy innego Majdana nie kosztują.

Patrioci na start

(tekst przeniesiony z poprzedniego bloga)

Wyobraź sobie, że mieszkasz lub pracujesz wśród ludzi, z którymi Twoje relacje były nienajlepsze a teraz powinno Ci zależeć aby się poprawiły. To znaczy masz ich nadal za wyjątkowe szuje, palantów i dupków - wiadomo, że oni to do pięt Ci nie dorastają ale wszytskie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że rozsądniej jest przestać z nimi drzeć koty, bo poprawne relacje, nawet bez wielkiej miłości, ale w imię interesu i świętego spokoju mogą Ci się opłacić. Deklarujesz zatem chęć porozumienia, no ale nie tak od razu hop siup - gódźmy się, jednajmy, ale na gruncie "prawdy". Tak już bowiem masz, że uważasz, że tylko na prawdzie dotyczącej przeszłości da się budować, a Twoi dotychczasowi adwersarze, z którymi teraz pokój zawrzeć by należało nie powinni mieć przecież nic przeciwko temu aby tę prawdę wyciągnąć, naświetlić i wspólnie się w niej pławić jak w krynicy wartości moralnych ponadczasowych i świętych. Prawda była taka, że dziadek jednego z kolegów był alfonsem, babcia prostytutką, obie te okoliczności potępiasz moralnie, tym mocniej, że ten jego dziadek jeszcze Twoją rodzinę oszukał na pieniądze. 70 lat temu ale zawsze. Tatuś drugiego sąsiada został natomiast skazany za morderstwo - ot siekierą zarąbał jubilera (zbiegiem okoliczności Twojego wuja) złapali go osądzili, minęło 50 lat ale fakty są faktami. Jako, że w Twojej rodzinie nie było nigdy przenigdy prrzypadków aby kogoś zarąbać, okraść, o cudzołóstwie, stręczycielstwie i innych obrzydliwych grzechach nawet nie wspominając słusznie odczuwasz wyższość moralną nad sąsiadami. No niby wiadomo, że to nie oni, tylko ich przodkowie ale DNA to same. Wyciągasz zatem do nich dłoń i powiadasz: gódźmy się Hans i Mykoła (akurat takie imiona noszą sąsiedzi) ale nazwijmy rzeczy po imieniu, że Twój stary meine liebe Hans to był sukinsyn, a ci Twoi dziadkowie Mykoła to dopiero moralne dno. Oni trochę się krzywią , bo prawda prawdą ale już im to powiedziałeś sto razy, Twóją opinię na ten temat znają i nieśmiało sugerują, że już ubolewali, że za grzechy dziadka żałują ale niewiele z tym już mogą więcej zrobić. Ty oczywiście z satysfakcją przyjmujesz te ich ubolewania, ale to w końcu żadna łaska, bo należą Ci się jak psu zupa i jak tylko oni na chwilę nabiorą prrzekonania, że może już teraz lepiej spojrzeć przed siebie a nie do tyłu, niedoczekanie szubrawców - przy najbliższej okazji orbi et urbi ogłosisz, że to kurwy, złodzieje i mordercy, no bo przecież prawda ponad wszystko. Twoją uzasadnioną niechęć utwierdza fakt, ż te bydlaki nie chcą się coś godzić. Ciągle kwaśne miny mają a przecież Ty im nic złego  nie robisz, kalumniami nie obrzucasz - czystą kryniczną prawdę serwujesz, udokumentowaną, nic tylko na niej budować. Ich śmiechu warte argumenty, że ile razy można wysłuchiwać, że dziadek był alfonsem a tatuś mordercą nijak nie mogą sprostać Twoim kryształowym standardom moralnym.  Z resztą racja jest tylko i wyłącznie po Twojej stronie, oni jakieś tam swoje argumenty mają, no może Hans nie do końca, ale też on się nie stawia, natomiast Mykoła twierdzi, że co prawda Tatuś nie zachował się ładnie, ale że wcześniej tak mu się jakoś zapamiętało, że Twoi dziadusiowie jego dziadusiów przez pięćset lat po mordach tłukli ale to bzdury. Prawda jest jedna i Twoja. To potworne, że jesteś otoczony przez samych szubrawców, którzy upierają się, że i oni mają prawo do swojej wersji. Nawet taki Olgirdas, co w oficynie po prawej, dwa piętra nad Mykołą mieszka też nijakiej wdzięczności nie czuje do Twojej rodziny, że go cywilizowała przez 500 lat, a wręcz odwrotnie - twierdzi głupiek, że odbierała mu tożsamość. Ten pod nim, Oleś jeszcze gorszy, ale szkoda gadać. Sami podli sąsiedzi Ci się dostali. Taki los. Nawet ten Zdenek z sutereny pod Tobą czepia się, że a to mu cały ogródek działkowy gąsienicami rozjechałeś w 68 a to przecież nie Ty tylko inni ci kazali, a to wypomina głupek, że pięćdziesiąt lat wcześniej akurat z dziadkiem Hansa, Twój dziaduś wytłukł mu szyby w oknach. Sąsiad z drugiej klatki Siergiej ... Byłoby może fajnie gdyby od Ciebie więcej mleka, mięsa i jabłek kupił, więc go zachęcasz jak umiesz zwracając się doń uprzejmie jak umiesz mój ty morderczuniu kochany ...a ten się czepia. 
Ale zapomnijmy o tym. Pogódźmy się ale pod warunkiem, że Wy macie do mnie z szacunkiem, a ja będę do was "perwychuje" i mogę tak aż mi się nie znudzi. Zgadzacie się? Nie? Dziwne.

No to mamy kolejne wyścigi "kto większym patriotą jest". Wołyński mord. Wołyńska zbrodnia. Wołyńskie ludobójstwo. Krajobraz informacyjny, który nas otacza to w zależności od matematycznych okoliczności rocznicowych to Katyń, Smoleńsk, Wołyń, wrzesień 39, Warszawa 44. Wieczna martyrologia. Ciągły potok krwi. Kiedy w Rosji urządzają święto wokół rocznicy wygania Polaków z Kremla to jest "prowokacyjne i antypolskie" .Kiedy my z uwielbieniem się kąpiemy we krwi utaczanej nam przez Wszystkich naokoło to jest ok.
Wydarzenia prawdziwe, potworne i niech będzie, że w 100 % spełniające kryteria ludobójstwa, ale w Polsce są przedtawiane nieodmiennie jako jednostkowa, niewytłmaczalna krzywda, bez refleksji, że był jakiś początek, ciąg zdarzeń i że druga strona ma swoją wersję, a w przypadku Ukraińców jest ona na przykład taka, że po 500 latach kolonizacji Polacy byli tam postrzegani jako wrogowie i tyle. Mieszkałem na Ukrainie kilka lat i ... ich ocena Polski Jagiellońskiej i tego co było po niej jest jasna - to był kolonializm, a Polacy byli okupantami. My mamy na ten temat inny pogląd , ale warto wiedzieć, ze oni mają swój. Ofiarami Wołynia byli niewinni cywile, w dodatku mieszkający tm "od zawsze" ... Ale tak niestety jest, że zwykli ludzie płacą za polityczne decyzje swoich władców, które mogły zapaść nawet kilkaset lat wcześniej. Ich okrutne losy zostały zapisane w niebie już w XVII wieku, od kiedy Polak na Ukrainie był już postrzegany jednoznacznie źle. Czy wybielam, usprawiedliwiam, zaprzeczam, neguję? Nic z tych rzeczy. Wszystko to było. Zamieść pod dywan się nie da. Ale właśnie dlatego żyjemy w wolnej Polsce, aby każdy czcił i kultywował po swojemu. Historycy i publicyści niech opisują i komentują przeszłość po swojemu. W kościołach niech się odbywają msze i modły. Ofiarom stawiajmy ze środków prywatnych, samorządowych, ze zbiórek społecznych pomniki. Każdy na imieninach u cioci może wypowiedzieć swoje zdanie. Ale czy naprawdę Państwo musi w imieniu "wszystkich", "całego Narodu"  pastwić się nad historią, onanizując się czy słowo ludobójstwo jest lepsze od zbrodnia? Co to za masochistyczna przyjemnosc , to nasze dążenie aby mieć naokoło samych nazwanych ludobójców. Niemcy za całokształt. Rosjanie za Katyń, Ukraińcy za Wołyń. I jak, o moi wspaniale durni politycy, chcecie żyć wśród tych liczbowo wielkich narodów, otoczeni 280 milionami ludzi, którym upierają się wmówić , ze w imie "prawdy" maja w nieskończoność łykac te nasze słuszne i prawdziwe ale przeciez im niemile przyszyte gęby? Jak chcecie z nimi handlować? Na Wołyniu podczas strasznej wojny, kiedy to wszyscy walczyli z wszystkimi, kiedy obudzono wszystkie mozliwe demony, Ukraińcy wymordowali 100.000 Polaków. My twierdzimy, ze bez powodu. Oni twierdza, ze w odwecie za wieki upokorzeń. Obie strony zostana przy swoim. Naprawde trzeba jeszcze jatrzyc?

Zdziwko moje poranne

(Tekst przeniesiony z poprzedniego,bloga) 

Jeżeli jesteś za PIS-em mam złe wiadomości: nie dowiozą tej przewagi do mety. Determinacja Prezesa aby wszystkich co mądrzejszych usunąć daje owoce ale głównie kwaśne. Wczoraj pan poseł Błaszczak wyraził opinię, że wizyta prezydenta Komorowskiego "nie miała sensu wobec nieobecności prezydenta Ukrainy". Aha. Poseł Błaszczak zakłada, że nikt już nie pamięta jak to inny prezydent udał się w dosyć podobnych okolicznościach, bo to i rocznica zbrodni (mordu, ludobójstwa) i celebra z mszą na mogiłach, pomimo, że niektórzy twierdzili, że jak z drugiej strony nie ma "ich" prezydenta to się nie liczy. Czy poseł Błaszczak nie rozumie, że podążanie drogą Kalego obraża inteligencję słuchacza a trwanie przy gombrowiczowskiej "nasza racja słuszniejsza" czyni z niego pośmiewisko? Nie rozumie. Dziwię się.

Prezes ma nie tylko słabych mówców, ale jeszcze gorszych doradców drugiego szeregu. Nie śmiem pomyśleć, że wszystkie wtopy piarowe wymyśla sobie sam, więc musi za nimi stać jakiś mózg na miarę co najmniej posła Błaszczaka. Była "ukryta opcja niemiecka". Było wskazywanie, które media są niemieckie - "pani redaktor zdaje się reprezentuje gazetę niemiecką?". Był dziadek z wehrmachtu. Jednym słowem Niemiec czycha, ale damy mu odpór. Drzemie jednak w Prezesie jakaś freudowska, ukryta fascynacja wrogiem, bo jak inaczej tłumaczyć twórcze rozwinięcie pomysłów, na które wpadali podstępni Teutoni 80 lat temu, czego do tej pory najjaśniejszym (nomen omen) przykładem były marsze z pochodniami, które normalnym ludziom kojarzą się z parteitagami w Norymberdze, a doradcom Prezesa nie. Widać też , że otoczeniu Prezesa podobają się mocni, męscy, ubrani polowo, zaznaczający swój równy krok żabkami (to takie blaszki przybite do butów) młodzi mężczyźni, którzy zręcznie nawiązują w estetyce swoich znaków do czerni, bieli i czerwieni swoich ideowych poprzedników. Ale to wszytko jak się okazuje było jedynie preludium do nowych skrzydlatych słów wypowiedzianych przez Prezesa wczoraj. Ni mniej ni więcej Pan Prezes (podkreślam: za namową doradców od PR, bo drżę na myśl, że mógł to sam wymyśleć) sformułował tezę, że .. "Polacy to naród panów i powinien się zachowywać i nosić po Pańsku, bo tak (jako Panów) postrzegają nas na wschodzie i zachodzie". Nic dodać , nic ująć. No może jeszcze nie rasa panów, ale naród też brzmi dobrze. Co za debil mu to podsunął? I już nawet nie dlatego, że skojarzenie z rasą panów jest oczywiste. Czy w sztabie prezesa nikt nie wie (pytanie niestety retoryczne), że określenie "polski pan" na wspomnianym wschodzie to de facto obraza, określenie pejoratywne, wyśmiewające domniemaną próżność, i w domyśle nieusprawiedliwione poczucie wyższości. A nazwanie się polskim panem w oczach Rosjan czy Ukraińców to dla życzliwych nam oznacza zażenowanie, dla obojętnych pobłażliwy śmiech, a dla wrogich nóż otwierający się w kieszeni. Dziwię się.



Facet podchodzący jak gdyby nigdy nic na odległość oddechu do prezydenta Komorowskiego postawił kropkę nad i w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej. Kiedy spadł samolot moim pierwszym uczuciem był wstyd: ja p....ę, jaki wstyd przed światem, że też właśnie nam muszą się przydarzać rzeczy, które potwierdzają nasz ukochany słowiański burdel. Znajomi lotnicy nie mieli wątpliwości od początku, że żadnej tajemnicy nie ma, wyjaśnienie jest oczywiste, co też udowodniono już tak do bólu, że nawet najwierniejsi wyznawcy zaczynają opuszczać zakon smoleński. Objaśnienie przyczyn właściwie, zawiera się w pigułce " w okresie dwóch lat przed katastrofą analogiczne sytuacje lądowania wbrew wskazaniom TAWS miało miejsce 125 razy".Okazuje się, że polscy dziarscy lotnicy, doglądani przez polskich dziarskich ministrów różnych opcji podejmowali przez lata próby unicestwienia swoich wysoko postawionych pasażerów, aż wreszcie im wyszło. Pamiętacie jak jeden zapomniał wcisnąć guzik odladzający śmigła helikoptera i zwalił się z Millerem? To już była próba generalna. Ale co ma z tym wspólnego Komorowski ubabrany jajkiem w Łucku? Okazuje się oto, że tak jak można wozić prezydenta samolotem bez przeglądu, lotnikami bez kwalifikacji (chociażby językowych), łamiąc wszystkie możliwe zasady rządzące bezpieczeństwem lotniczym, tak i można mieć służby ochrony, które nie chronią przed niczym. Dziwię się. 
Rację ma Komorowski mówiący aby nie przywiązywać nadmiernej wagi do incydentu w wymiarze międzynarodowym - to nie Ukraina i nie Ukraińcy zamachnęli się na niego jajkiem, tylko młodszy kuzyn Herostratesa - ot, sławy mołojeckiej zapragnął. Ale na użytek nasz, polski, wewnętrzny to co się wydarzyło to przecież horror. Okazuje się, że Błaszczak, Kaczyński i Brudziński mieli rację - polskie państwo nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa swojemu najwyższemu przedstawicielowi. Przecież jeżeli można podejść na dotyk z jajkiem, to można z wszystkim. Z nożem. Pistoletem. I niechby nie daj Bóg ten wariat był uzbrojony. Już widzę te nagłówki: Ukraińcy zamordowali Prezydenta. Oczywiśćie "na tej przeklętej ziemi". Nawet niech by na szczęście nie zginął, taki zamach oznaczałby powrót do zwierzęcej wrogości między Polską a Ukrainą na kolejne 100 lat. Byłoby nieważne, że to wariat zrobił. Wariat to on może być dopóki trzyma w ręku jajko, ale z nożem w ręku stałby się uosobieniemi ukraińskiego najonalizmu (dla nas), dla wielu sobie podobnych wariatów bohaterem (na Ukrainie) i ruszyłaby machina oskarżeń, komentarzy, itd.

Prezydent Komorowski ma takiego pecha, że jak raz skomentował (jako minister) zdolności polskich skrzydeł słowami "polski lotnik jak trzeba to i na drzwiach od stodoły poleci" to nam się zdarzył Mierosławiec i Smoleńsk. Jak skomentował gruzińskie przygody poprzednika "jaki prezydent taki zamach" to mu się jajko przytrafiło. Teraz ustami swoich rzeczników upiera się, że jest zadowolony ze współpracy z BOR-em. Niech sobie będzie. Ale my nie powinniśmy być. Nie Tusk i nie ruscy strącili samolot w Smoleńsku. Wystarczy nam nie przeszkadzać , sami sobie poradzimy. Gdyby coś się stało w Łucku, to nie Ukraińcy byliby winni ale nasze dzielne borowiki, które dopuszczają każdego chętnego aby sobie poklepał Rzeczpospolitą po ramieniu. Naród panów ... Zadziwiające.