piątek, 28 lutego 2014

Niemiecki zboczeniec dybie na posła Protasiewicza

Alergia naszych posłów na niemczyznę jest rzeczą naturalną i dziwić sie nie ma czemu. Posłowie to ludzie poważni, zazwyczaj w poważnym wieku, a wiek ma swoje prawa, w tym te do trwania przy ludowych mądrościach, że ani starego konia nowych sztuczek uczyć nie należy, ani drzew przesadzać a już na pewno czym skorupka za młodu nasiąknie tym trąci.
 
1. Poseł Protasiewicz był akurat trącony i słysząc znaną mu z dzieciństwa mowę wroga pojechał Pawłowem i zareagował odruchem wyuczonym. Polak generacji posła Protasiewicza pierwszą ekspozycję na język Goethego przeżył już w latach 60-tych przyswajając sobie tylko klika ale za to jak widać na zawsze przydatnych, najczęściej używanych przez wrogów Janka Kosa i Hansa Klossa zwrotów. Zestaw podstawowy to w kolejności alfabetycznej: hände hoch, heil Hitler, raus i schneller. Lingwiści z zamiłowania wzbogacali swój leksykon o: ausweis bitte i polnische (rzadziej komunistische) banditen.

2. Według statystyk oglądalności prowadzonych przez Instytuy Kinematografii polskiej, poseł Protasiewicz obejrzał już przed ukończeniem lat ośmiu obejrzał trzykrotnie wszystkie odcinki pancernych i Klossa, aby potem, przez kolejne 40 lat, trzymając się rzymskiej maksymy repetitio mater studiorum est przynajmniej raz do roku, czy to w okresie letnich powtórek, czy to o dziewiątej w regularnym teleranku recytować na żywo z pamięci wszystkie dialogi.

3. Dało się jednak zzauważyć w pamięci posła Protasiewicza pewną lukę. Wynikającą zapewne z przerwy w ćwiczeniach w pierwszych latach III RP kiedy to na mniej więcej trzy lata i pancerni i Kloss zniknęli z ekranów jako ideologicznie niewłaściwi lektorzy języka i proszę, wystarczyło aby poseł Protasiewicz zapomniał, że do każdego Niemca należy się zwracać Fryc i ani razu nie użył tego pieszotliwego zdrobniena od imienia Fryderyk.

4. Doskonała jakościowo, chociaż skromna ilościowa znajomość języka naszego głównego partnera handlowego kazała się posłowi Protasiewiczowi w kontakcie z rozmówcami skupić jedynie na słowach, które jego polskie ucho wychwytywało. Całkiem niewykluczone (czekamy na taśmy prawdy, chociaż trudno się spodziewać aby wróg szybko zechciał nam zwrócić czarną skrzynkę z zapisem przebiegu katastrofy posła Protasiewicza), że pozbawiony wrażliwości krzyżacki funkcjonariusz powiedział na przykład "gehen sie bitte raus", co znaczyłoby jedynie "proszę aby Pan wyszedł", ale przecież można się spodziewać po programach szkoleniowych dla krzyżackich celników, że zostaną uczuleni aby w kontaktach z posłem Protasiewiczem używać zdań nie zaiwerających trudnych historycznie słów. Swoją drogą ciekawe jak sobie radzą przy kontrolach na bramkach kiedy czasami coś zapiszczy i domagają sie aby ... hmmm no właśnie ... hände hoch?
Nic Niemca nie tłumaczy, bo jeżeli mógł się poseł Protasiewicz kilku słów nauczyć to i Niemiec po wcześniejszych doświadczeniach komunikacji z naszym innym zasłużonym posłem Rokitą winien był wyciągnąć wnioski. Ale skąd.

5. Przyznajmy, że i serce i rozum nasz jest po stronie skrzywdzonych i tylko poprawność polityczna nie pozwala przyznać, że każdy z nas by chętnie powyzywał Niemca od nazistów. Ale trudno, nie wolno.
Zupełnie natomiast nie podzielam pełnych oburzenia komentarzy polityków i dziennikarzy, że to kompromitacja i wstyd, że po 25 latach freundschaftu posłowi Protasiewiczowi wszystko się kojarzy z panzerfaustem i Brunnerem. Otóż wy się przestańcie martwić. Ja Wam się dziwię, że się tak martwicie zamiast się cieszyć. Mogło wypaść to wszystko dużo, ale to naprawdę dużo gorzej. Łaska boska, że pojemność zwojów pamięci posła Protasiewicza okazała się na tyle ograniczona, że po zasejfowaniu wyżej wspomnianego leksykonu wojennego, nie zostało już w nich miejsca na drugą falę niemieckich doświadczeń językowych, które było niezawodnie udziałem posła Protasiewicza przez całe lata 80-te czyli w złotych czasach videokultury. 

6. Wówczas nie tylko raus by mu się źle kojarzyło, ale również pozornie neutralne słowa i ciągi zdaniopodobne w rodzaju ... zaraz, jak to szło? Ja, ja, weiter, weiter, noch mal, schneller (aha! jednak są podobieństwa) wypowiadane najczęściej do panów, którzy mundury zapewne zostawili w szatni, za to najczęściej mieli na sobie skarpetki i zegarek. Dobrze się stało, że poseł Protasiewicz poczuł się jedynie prześladowany przez nazistę, a mógł przecież opowiedzieć na konferencji prasowej o bezprecedensowym przykładzie molestowania polskiego dyplomaty, przez lubieżnego celnika którego podczas kontroli jedynie zapytał czy zna Teresę Orlowski.

Tak czy owak języki warto znać, więc tytułem przypomnienia na koniec przydatne rozmówki niemiecko - polskie.