poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Chłopów to brzydzi ...

W Wysokich obcasach czytam o akcji poszukiwania chlopa. Co autor(ki) chciał(y) powiedzieć? Ano wpisać się w nurt - nie jest łatwo o chłopa, bo ... to sobie sami tamże przeczytajcie. Dyskusja na temat rosnących oczekiwań kobiet w stosunku do mężczyzn (rysunek Mleczki - Drogi Henryku, przykro mi ale nie spełniasz standardów.) toczy się i na łamach i na forach towarzyskich. Postawa "lepiej sama niż z idiotą i palantem" jest już częścią kodu kulturowego przełomu XX i XXI wieku. Może nawet i słusznie, ja nie o tym. 

A może trochę jednak o tym.  XXI wiek to kultura obrazkowa. Obrazki to telewizja, niech nawet internetowa i niech nawet kablowa. Wspomagane radiem w samochodzie. W ciągu dnia jeżdżac autem, włączając tv, przeglądając wiadomości w sieci oglądamy zyliardy reklam. W tych reklamach są komunikaty, które definiują, zapadają, określają, stygmatyzują, itd. 

Nawet jeżeli jest się super macho (to nie ja), trudno sobie kobiet nie obrzydzić, jeżeli chcę, czy nie, w prime timie czyli podczas tv-dinners jest się zmuszonym pooglądać sobie filmiki, które zarysowują taki z grubsza wizerunek kobiety 2013 i problemów ją definiujących 

Nie trzyma moczu. Ma zgagę. Matowe, zmęczone i zniszczone włosy i oczywiście moją ulubioną - grzybicę pochwy. Choroby przewodu moczowego sposwodowane współzyciem. Zaparcia. Opryszczkę, którą zakleja plastrem i leci się całować. 

Powyższe przypadłości a w zasadzie nieodłączne cechy współczesnej kobiety są przedstawiane kontekstualnie, czyli np. tak: czy wiesz, że współżycie seksualne może być źródłem zakażeń, podrażnień, itd. Innymi słowy przekaz do kobiety jest taki: nie bzykaj się bo będzie szczypało. Do facetów: ona na pewno ma grzybicę, upławy i jeszcze się zsika.

Organizacje kobiece i feministyczne aktywistki protestują przeciw uprzedmiotawianiu kobiet w reklamie, że np. one są zawsze głupsze a oni mądrzejsi. Oni się znają a one głupio zadziwione zachwycają jaki to on hoho mądry. Nie mam nic przeciwko. NIech z tym walczą. Mnie też się nie podoba. Ale czy moglyby coś zrobić aby rzadziej pokazywano mi te z chorobami? Czy można coś z tym zrobić? 

A potem się dziwią, że chłopa trudno znaleźć ... 


Atak klonów

Dzisiaj kilka pytań i poważnie liczę na odpowiedź.
Byłem wczoraj na "wydarzeniu towarzyskim". Na wydarzeniu była "elita". Połowę elity stanowiły damy. Wśród dam mniej więcej połowa obnosiła wyraźne znamiona luksusu eksponując wyniki swojego oddania chirurgii estetycznej, chociaż nie wiem czy to ostatnie określenie oddaje istotę sprawy.
Wydarzenie było dzienne, w świetle letniego słońca mogłem sobie obejrzeć to co zazwyczaj tłumi półmrok wieczornych lokali. Mam w związku z tym pytania.

1. Dlaczego celem, do którego dążą wielbicielki nowoczesnych technik ingerowania (wybaczcie ale słowo "poprawiania" nie przejdzie mi przez gardło po tym co obejrzałem) w urodę jest osiągnięcie wyglądu identycznego z pozostałymi? Rozumiem, że można sobie coś chcieć zmienić, ale dlaczego na takie samo jak u koleżanek?
2. Czy wynika to może z tego, że chirurdzy maja tylko po dwie pary foremek na każdy kawałek twarzy i w związku z tym ilość wariantów jest ograniczona? Dwa rodzaje nosa. Dwa ust. Dwa polików i Dwie brody. Poważnie pytam.
piekna Donatella Versace, ktora z pewnoscia bylo stac na najlepszych specjalistow - pieknie poprawiona.

3. Czy te panie, które sobie to robią w wieku lat 30 plus (a znam takie co zaczynają w wieku 20 plus) wiedzą, że będa jeszcze żyć 50 lat i czy znają jakieś pozytywne przykłady kobiet wyglądających naprawdę dobrze około 50-tki po dwudziestu latach poprawiania urody? Czy ich decyzje są świadome, kiedy decydują się aby "teraz-trochę-lepiej-w-moim-mniemaniu-powyglądam-a-potem-będę-mogła-wyglądać-jak-małpa-przez-resztę-życia"?

chociaz z drugiej strony to wspaniale, ze doceniony zostal wklad gwiazd porno w te branze

4. Czy znają powiedzenie o niskim facecie w butach na obcasie i w peruce? Że nikomu nie wydaje się wysoki i z bujną czupryną, ale właśnie wszyscy wskazują - o, zobaczcie jaki niski facet w śmiesznych butach i peruce? Jeżeli zatem myślą, że wyglądają np. młodziej, to czy wiedzą, że nikt o nich nie mówi, ale fajna dwudziestka, tylko każdy widzi, że "pod-czterdzieści-ale-dobrze-zrobiona"? 
5. Czy ich facetom (jeżeli są amatorami "poprawionej" urody) nie przeszkadza, że czasem rano muszą się obudzić a potem zjeść twarożek z maską, która może i jakoś wygląda po godzinnych zabiegach przed lustrem, no ale czasem chyba nie zdanżają ? (nie poprawiać tak ma być)
6. Czy najbardziej oddane miłośniczki "poprawionej" urody nie są chore psychicznie, zapadając coraz bardziej na chorobę podobną do np. anoreksji, gdzie ofiara patrząc w lustro wydaje się sobie wciąż za gruba? Poprawkom bowiem nie ma końca, o ile jest budżet to jedziemy. Jeszcze poprawię tylko to i koniec ... ale końca nie ma. Czy ktoś im to powie? Czy ktoś je leczy?

czegos jeszcze chyba brakuje 

7. Skąd potrzeba poprawienia się u kobiet, które już przed pierwszy zabiegiem są ikonami urody, boginiami kobiecości - powygrywały konkursy piękności, są znanymi gwiazdami mediów, faceci padają im do stóp, mają udanego męża, w razie większych potrzeb sztab chętnych adoratorów, którzy wejdą ochoczo w rolę kochanka, itd. A mimo to idą sobie zmasakrować buzię aby osiągnąc wydatność ust Dariusza Michalczewskiego. Skąd im się to bierze.
8. Czy możność pochwalenia się listą odbytych zabiegów to jeszcze sprawa indywidualna, czy już zjawisko socjologiczne? Status symbol? Jeżeli teraz, m.in. w telewizji, w stosownym "reality" panowie doktorzy i ich klientki przekonują, że to wspaniała możliwość leczenia poczucia niższości, kompleksów, ratuje im związki, stają się lepszymi, wreszcie mogą polubić siebie ... A co zrobimy z tymi paniami, za 20 lat kiedy dopadną je problemy "wyglądu małpy", z którymi niewiele da się zrobić, bo na razie widać, że to bilet bez powrotu. Wtedy dopiero będą potrzebowały polubić siebie. 
9. Dlaczego w kobiecych magazynach obecna jest tylko jedna opcja czyli ta "za"? Niech będzie, że się czepiam, ale chyba są jeszcze oprócz mnie tacy, których to dziwi, śmieszy, przeraża, w skrajnych wypadkach brzydzi. Dlaczego w żadnym magazynie, w żadnym programie nie spotkałem się z sugestią "kobiety przystopujcie, nie przesadzajcie, spójrzcie też na ciemną stronę" ?
10. Przeżycie można opisać tysiącem przymiotników: było ładnie, wzruszająco, wstrząsająco, ciekawie, odkrywczo, porywająco, itd. Można też powiedzieć - no wiesz, czad! Twarz może też wyrażać tysiąc emocji, pod warunkiem, że się rusza. 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Molier by tego nie wymyslil, chociaz ... Może?

Szkoda mi Macieja Stuhra. Ale Fibaka też mi było szkoda. I senatora Piesiewicza. I następnych też mi będzie szkoda. A pojawią się niezawodnie. Mnie nie zdziwi ani to, że się pojawią, ani to, że media ich dopadną, zaszczują, przejadą walcem, obsmarują błotem, przeżują i wyplują. Słabsi wpadną w depresję i odpadną. Silniejsi, których to co ich nie zabije - wzmocni, podniosą się, otrzepią, wyliżą rany i ochoczo pognają ku swym kolejnym, a może tym samym oprawcom krzycząc ... męcz mnie, dręcz mnie, butem, knutem, tratuj, katuj, ja przebaczę wszystko Ci jak bratu. I znowu. I od nowa.

Dziwi mnie natomiast, że Maciej Stuhr wygląda na zdziwionego. Przecież reguly gry zna, a przynajmniej powinien bo to i klasyka gatunku: wiele komedii Moliera ma za bohatera rogacza i wcale nie ma racji Tomasz Lis wzruszający się nad losem obsmarowanych Macieja i Samanty, że to nienawiść kieruje jego kolegami z prasy. Ludzie lubili śmiać się z rogaczy na długo zanim wymyślono prasę, telewizję i haterów. Taki dyżurny temat. Podobnie jak zawsze śmieszy facet przebrany za babę. To akurat Maciej Stuhr powinien udźwignąć.

Tomasz Lis, którego akurat znam (niespecjalnie blisko, ale zawsze), cenię za profesjonalizm i w porywach nawet lubię, w tej akurat sprawie ma niespecjlalne prawo do zabierania głosu i błądzi. Po pierwsze dlatego, że jest takim samym dziennikarzem jak jego koledzy po piórze, których ma za gorszych od siebie, po drugie dlatego, że jest takim samym celebrytą (cóż za ohydne słowo) jak Maciej Stuhr. 
Niezależnie od winiety, czy to TVN, czy to TVP, czy to pudelek - wszystkie tytuły są pełne programów Uwaga! i im podobnych, gdzie włazi się ludziom w życie i tygodniami, miesiącami, walcuje bohaterów masowej wyobraźni. Z tą różnicą, że Mamamałejmadzi dostała angaż jedynie na szwarccharakter, podczas gdy znani i lubiani za co innego, tacy jak np. Maciej Stuhr ale i Tomasz Lis muszą się liczyć z tym, że publicznie zostaną obnażone ich oba pierwiastki ying i yang. 
Nie wiem który jest który, ale tak już świat jest ułozony, że szuka wiecznie równowagi (MMM jest wyjątkiem) i ani Tomasz Lis, ani Maciej Stuhr nie mogą liczyć na to - źle by to świadczyło o ich inteligencji, że na okładkach i w portalach będą występować wyłacznie i niezmiennie jako Najpiękniejsi, zdobywcy różgali, wiktorowie i dyżurni przystojniacy. Tomek zresztą chyba pamięta, że jak się z Kingą Rusin pięknie różnił w poglądach na przebieg rozwodu to też jakoś go ubodło, że ci inni, gorsi dziennikarze ganiali za nim po krzakach, więc ból zna.
Zatem jeżeli ktoś - tym razem trafiło na Stuhra zakłada, że status gwiazdy ma jedynie jasne strony, jest do bólu naiwny. Te ciemne można minimalizować, bronić się przed nimi mniej lub bardziej udanie, ale uniknąć się ich nie da. I znowu myli się Tomasz Lis twierdząc, że jedynym paliwem napędzającym "dziennikarzy" tropiących prywatność i zawartość kubłów na śmieci jest zawiść i zazdrość. Ten wyrafinowany mechanizm być może działa wciąż w relacjach aktor-krytyk, gdzie jak wiadomo, ten drugi leczy swoje frustracje bycia nikim w sztuce, którą ukochał, wylewaniem pomyj na znienawidzonego zdobywcę festiwalowych laurów, ale to jednak inna liga. Tutaj chodzi o coś innego. "Dziennikarz" tabloidu jest uosobieniem głosu ludu, który to lud naprawdę daleki jest od zazdroszczenia talentu aktorskiego, scenicznego, czy innego tam. Wybacza również wyższy standard życia, chociaż nie lubi ostentacji. Wkurwia natomiast lud do białości przemądrzalość celebrytów, którzy sami siebie przemadrzalych nie wymyślili - pomocną dłoń wyciągnęli, a raczej pocałunek śmierci złożyli na ich czole ... tak, tak Twoi koledzy "dziennikarze", redaktorzy, prowadzący i Ty sam Tomku, wpadając na genialny w swej prostocie pomysł, że o niebo lepiej szeregowych fachowców wypadają w okienku telewizora i na błyszczących stronach magazynów znani i lubiani pytani o wszystko, nawet jeżeli na temat wszystkiego mają pojęcie więcej niż mgliste. Aktorzy przez duże A (jak Stuhr mały i Stuhr duży), aktoreczki, pogodynki, sportowcy, projektanci mody, modelki, prostytutki, które obecnie aspirują do którejś z wyżej wymienionych kategorii i robią karierę w mediach, politycy, laureatki konkursów piękności, prezenterzy telewizyjni, tancerze, choregrafowie, szansonistki, jednym słowem wszyscy wypełniający pasma i szpalty od rana do nocy, od gwiazdki do lata i z powrotem, swoimi wypowiedziami na temat wszystkiego. Nawet zakładając, że są wybitnymi specjalistami w swoich dziedzinach, byłoby zbyt proste rozmawiać z nimi o tym na czym się znają. Nie. Pytać ich będą mniejsze i większe tuzy dziennikarstwa o sens życia we wszystkich jego aspektach. 

To promowane przez media przemądrzalstwo celebrytów kumuluje się w pokłady złości i oczekiwanie, że w końcu im się jednemu z drugim noga podwinie i ... zazwyczaj tak się dzieje. Jest to zjawisko przechodnie, to znaczy wk...ać mnie mogą wypowiedzi Dody, braci Mroczków i Natalii Siwiec, ale jak nie wytrzymam i mi się zacznie ulewać to może akurat trafić na Stuhra. 

Czy można nie zostać celebrytą będąc znanym i dobrym aktorem - okazuje się, że można, ale trzeba chcieć i konsekwentnie odmawiać zostania najpiękniejszym z rożą w zębach, koementującym na bieżąco o co go tylko zapytają. Maciejowi Stuhrowi zabrakło wyobraźni a teraz się w związku z tym obraził, że żona urządziła mu brazylijską telenowelę ... no ale jak już ma się na imię Samanta - noblesse oblige. 

Cud nad Wisła 2

Na spotkaniu towarzyskim zapytałem izraelskiego biznesmena, jak sobie dają w Izraelu radę ze świadomością ciągłego zagrożenia ze strony morza wrogich im krajów arabskich. Spodziewałem się odpowiedzi z rodzaju filzoficznych i fatalistycznych westchnień, w rodzaju sąsiadów się nie wybiera, użalania się nad ciężkim losem wiecznej ofiary, słowa o przedmurzu, bo w końcu Izrael to "my" a  Arabowie to już "oni ... ale mój pragmatyczny do bólu rozmówca rozczarował mnie banalnym - "no coż - zbroimy się, jakby tak na całego na nas napadli , to pewnie nas pokonają, ale natłuczemy ich wcześniej tylu, że wcześniej się zastanowią czy im się opłaca, i jak na razie faktycznie się zastanawiają i nie napadają".
W rewanżu opowiedział mi o swoich refleksjach z odwiedzin w Warszawie. Pod wrażeniem wizyty w muzeum Powstania Warszawskiego (historię Polski znał, bo to był "polski" Żyd) powiedział - "wy też nie macie tu lepiej, z lewej Niemcy, z prawej Rosja - co kilkadziesiąt lat was najeżdżają, bombarują, mordują" i zadał mi najwżniejsze pytanie geopolityczne jakie usłyszałem w życiu ... "na jakiej podstawie, wy Polacy, uważacie, że wasza przyszłość będzie inna od waszej przeszłości?" - nie zrozumiałem, więc dodał - "dlaczego nie robicie nic aby być silni? jak możecie marzyć, że uda wam się zbudować dobrobyt i bezpieczeństwo pozostając zupełnie bezsilni?"
Właśnie przeczytałem o "kluczowym programie" polskiej armii - wycinek w załączeniu. 
OSIEM armat na już, które polski przemysł obronny wypodukował z dziurawym podwoziem, i kolejne SZESNAŚCIE jeżeli te pierwsze będą trafiać i jeździć. W sumie 24 armaty, które razem z (mogę się mylić w lewo - prawo o kilka sztuk" 30 samolotami F-16 - już z poprzedniej epoki, czołgami z niemieciego demobilu, norweskim uratowanym ze złomowiska okrętem podwodnym  i dwoma "korwetami" z lat 50-tych, które podarowali nam sojusznicy zza oceanu stanowić będą (jak załatają w nich dziury) o sile odstraszania Najjaśniejszej. W końcu są już spawdzone wzory postępowania ... jakby co wrogom ukaże się Matka Boska, jako wunderwaffe.   Ktoś nie śpi aby spać mógł ktoś .... Jestem już spokojny.

piątek, 16 sierpnia 2013

obok orła znak pogoni ... poszli nasi w bój bez broni ... (piosenka "patriotyczna")

I znowu powstanie. I znowu dyskusja bić się czy nie bić. I znowu "prawdziwi" Polacy pogonią kota tym nieprawdziwym, że zdrajcy, że pachołki. Żeby nie było niejasności jam z tych nieprawdziwych. Zdradziecko uważam, że i wtedy i teraz i zawsze lepiej jest przeżyć niż dać się zabić. Nie uważam, że Polska wolność zawdzięcza tym, którzy poprowadzili jak barany na rzeź 1/4 ludności stolicy. Uważam, że wolność wywalczyli i zbudowali żywi a nie martwi. Że dla Polski byłoby lepiej gdyby ci wszyscy młodzi, piękni, wspaniali ludzie, od których zażądano niemożliwego przeżyli. Mieli dzieci, wychowali je, zamiast zostawać martwymi bohaterami, wolałbym aby byli lekarzami, architektami, poetami ...
Ale próbuję wejść w buty tych, którzy wierzą , że trzeba było, że inaczej nie dało rady powstrzymać wybuchu, itd. Schodzę wtedy do poziomu pytań podstawowych, nie tych wielkich o strategię, politykę, rację stanu. I moje pytania, na które odpowiedź musi być tylko jedna, bo są one proste i oczywiste, nie pozwalają mi podziwiać wodzów, którzy posłali swój lud na śmierć ...
1. Czy jeżeli w Afryce, Azji, Ameryce południowej widzimy zdjęcia małych chłopców z karabinami, nie uważamy, że to zbrodnia posyłać dzieci na śmierć? Czy jeżeli w ostatnich tygodniach wojny Niemcy posyłali przeciw rosyjskim tankom, dzieci w mundurach z karabinami z demobilu, czyli de facto nieuzbrojonych to nie określano tego jako ostatnia zbrodnia hitlerowców, którzy w obliczu klęski nie zawahali się posłać na pewną śmierć tego co każdy naród ma najlepszego czyli dzieci? Zdjęcia małych powstańców są obrazami wstydu a nie chwały. Nastolatek z karabinem nie jest bohaterem. Jest łatwowiernym, pełnym zapału i ideałów łupem dorosłych polityków, którym do czegoś jest potrzebny i da się posłać na wojnę zawsze ... ale ja nie chcę aby ktoś posyłał małe dzieci na wojnę.
2. Czy AK to nie była "armia"? Wojsko, podziemne ale wojsko? Czy zadaniem wojska nie jest tak prowadzić działań wojennych aby chronić cywilów? A nie używać ich jako tarczy. Czy wojsko nie dziala na rozkaz? Co to znaczy , że nie można było powstrzymać wybuchów, bo "takie były nastroje" - czyje nastroje? To nie cywile wywołali powstanie a wojsko. Ktoś temu wojsku chyba rozkazywał.
3. Wszystkie dokumenty źródłowe potwierdzają, że w chwili wybuchu powstania było jasne, że ani na aliantów, ani na ruskich nie można liczyć. Na jaki cud liczyli wodzowie prący do powstania, mając "na tygrysy visy"? Błagam niech się skończy to celebrowanie samobójczej śmierci - powstańcze piosenki z XIX wieku wychwalały, że nasi poszli w bój bez broni. 80 lat później na czołgi poszli w piosence z pistolecikami .Zuchy! Z bronią to każdy głupi potrafi się bić, ale to dla cieniasów. Debeściaki lądują  w każdych warunkach i idą na wojnę nawet z jedną fuzją i to jest w przekonaniu prawdziwych Polaków powód do chwały. Otóż ja nie chcę aby kolejne pokolenie było uczone tych idiotycznych piosenek. Uważam, że na wojnę się idzie jak są szanse na cokolwiek. W obliczu ich braku czeka się na lepszy moment. Czasem długo, pokoleniami, ale ... patrz wstęp - w tym czasie jest się lekarzem, inżynierem, malarzem, i przenosi się polskość przez pokolenia, żywą a nie martwą. Szczególnie kiedy już wszystko wiadomo - Niemcy już wojnę przegrali. Ruscy już stali na linii Wisły, a Jałta już się wydarzyła i to nie zachód okłamywał Polaków, bo ustalenia Jałty były im komunikowane, tylko polscy politycy londyńscy ukrywali przed narodem, że już jest posprzątane i że żadne zrywy tego nie zmienią, bo  ... mocarstwa nasz los ustaliły. To wspaniałe, że nie na zawsze - po 45 latach, żywym, bez jednego strzału, bez burzenia miast udało się ...
4. Co było lepsze dla kultury polskiej? Że Chopin i Mickiewicz byli w Paryżu zamiast walczyć i zginąć w powstaniu listopadowym? Że Gombrowicz został za oceanem? Czy, że Baczyński musiał zginąć zamiast tworzyć?
5. Jak pogodzić przeprowadzenie samobójczej inicjatywy powstania wywołanego przez AK, będącą zbrojnym ramieniem rządu w Londynie, z komfortem oficjeli tegoż rządu, którzy nie musieli walczyć siedząc na kanapach i śląc jedynie petycje i umywając ręce, że niby dowódcy w kraju podjęli decyzję. To to był rząd czy nie?
6. Skąd oczekiwanie, że ruscy powinni powstaniu pomóc, jeżeli z założenia było ono skierowane politycznie przeciw nim? Czy podpuszczali Polaków do walki? Tak. Czy perfidnie? Tak. Czy mamili pomocą? Tak. Nie dotrzymali? Tak. No ale właśnie na tym polega polityka - aby realizować swoje interesy a nie dziesięć przykazań. O naiwności , braku kompetencji politycnych, braku odpowiedzialnościu"wodzów" świadczy , że tego nie rozumieli. Ich obowiązkiem było rozumieć. OD tego byli  i za to brali pieniądze z zasobów polskiego złota siedząc w Londynie.
7. Czy ówcześni politycy a dzisiejsi prawdziwi Polacy nie rozumieją, że polityka to nie koncert życzeń a sztuka możliwego w danych okolicznościach? Możliwe było zachowanie maksimum sił witalnych narodu i jego najlepszej młodzieży ... Niemożliwe było pokonanie za jednym zamachem Rosjan i Niemców bez broni, bez wsparcia sojuszników, wbrew ustaleniom mocarstw ...
8. I najważniejsza pytania. Prawdziwi Polacy mówią, wierzą, każą wierzyć innym, że ta ofiara krwi była potrzebna, że bez powstań nie byłoby wolnej Polski, nie byłoby Polaków, niczego by nie było ...
Niby na czym miałaby polegać ta nasza wyjątkowość? Czesi jakoś są. Finowie przetrwali. Ukraińcy doczekali się wolnej Ukrainy. Czy idącym do powstania mówiono - chłopaki i dziewczęta, jest taka sprawa, że musicie dac się zabić aby duch powstanczy podtrzymywal polskosc przez kolejne pokolenia? Nie? Tak myslalem. Ci co poszli do powstania wierzyli (bo mieli prawo) swoim wodzom, ktorzy po prostu klamali - nie bylo szans na zwyciestwo, mozna bylo powstrzymac sie i przezyc, nikt nie byl skory pomoc, a o losach Polski zdecydowali inni. Ale oczywiscie taka opowiesc nikogo by do walki nie skusila. Wiec w imie osobistych ambicji kilku watazkow, w imie polityki kanapowcow z Londynu, poslano na rzeź cwierc miasta łudząc walecznych niemożliwym do spełnienia.
Czy skladam kwiaty? Tak. Czy staje o 17? Tak. Ale nie w gescie hołdu. A z bólu, litości nad losem tych pieknych mlodych ludzi, ktorych nie zabily niemieckie kule, ani rosyjska perfidia. Zabila ich glupota "rzadzacych", ktorzy jak sie okazalo nie potrafili ani ocenic sytuacji, ani wziac za nia odpowiedzialnosci.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Po nazwisku to po pysku ...

Donald Tusk mnie rozczarowuje. Nie opóźnieniami na budowach autostrad anie dziurą budżetową ale tym, że w coraz gorszym stylu dojeżdża do mety. Przez siedem lat mieliśmy twarz RP, która niespecjalnie różniła się od tych europejskich. W świecie kultury obrazkowej, gdzie o zaufaniu do polityków, które przekłada się na kursy walut i spokój na giełdach, decyduje wygląd i tu wypadalśmy nieźle. Przystojny, dobrze ubrany, naturalny w ruchach, sprawnie i dość błyskotliwie radzący sobie w żywych kontaktach z ludźmi i mediami, mówiący nieźle po polsku punktował już na wstępie, a przynajmniej nie łapał punktów ujemnych. 
Że niby to banalne i glupie oceniać polityka po wyglądzie? Zależy kto patrzy. Jak patrzy świat to widzi wiecznie przyduże garnitury "od starszego brata" jakie z bliźniaczą konsekwencją ubierają Jarosław i ... Bronisław (Pan Prezydent ostatnio lepiej się ubiera - brawa, że zaczął sluchać doradców od wizerunku) i sobie myśli ten świat - jeżeli (były) premier i prezydent tego sympatycznego kraju nie potrafią ogarnąć tabeli rozmiarowej garderoby, to wiele mówi o kulturze ich poddanych - jak nie umieją się ubrać to kto wie czy umią (nie poprawiać - tak miało być) jeść nożem i widelcem? Jarosław z masochistycznym poświęceniem paraduje w brudnych butach (nadal mu się to zdarza - co pewien czas życzliwe mu media koncesjonowane na komentowanie podkreślają, że to dorabianie gęby, i że to już dawno nie ma miejsca, a tu ciach - znowu rozdeptane trumniaczki kurzem przysypane i błotkiem malowane, co jest jeszcze gorzej - bo buty do garnituru albo ma się czyste zawsze, albo nawet incydentalne wpadki pokazują, że z domu się tego nie wyniosło) i naraża się na jakże celne w tym wypadku bonmoty w rodzaju "zmienianie świata dobrze jest zacząć od codziennego, porządnego wyczyszczenia własnych butów".  Do tego te czarne, bordowe albo przesadnie wzorzyste koszule naszych parlamentarzystów, przerysowany minister Nowak będący w sferze wyglądu reinkarnacją pięknego Mariana (Krzaklewskiego), który też się sobie bardzo podobał, a któremu to Nowakowi powinno się podpowiedzieć, że mężczyzna (a co dopiero polityk) powinien podążać krok za modą a nie gnać w jej forpoczcie. 
Zgódźmy się, że na tym tle Tusk wypada dobrze, albo inaczej: nic lepszego w sferze wyglądu przedstawicieli władzy nasza klasa polityczna przez prawie ćwierć wieku nie wypuściła. 
NIestety od premiera wymaga się aby oprócz wyglądu czasem coś powiedział, a jak już mówi aby nie gadał glupot. I tu też wypadał nieźle, niestety do czasu. Kiedy był w formie gafy zdarzały się rzadko - teraz potrafi ustrzelić trzy na jednym oddechu. 
Dać się wciągnąć w złośliwe komentarze na temat pisiorów to błąd wizerunkowy. PO miala być tą cywiizowaną twarzą Polski, tą wykształconą, tą lepiej wychowaną - my stoimy gdzie ą i ę a oni tam gdzie rosną buraki. Nasze argumenty to słowa i czyny a nie epitety i obrzucanie błotem. No dobra, nie wyszło. Będą go ratować życzliwi, że niby to przydomek może i nie najgrzeczniejszy ale taki już prawie tradycyjny i nie ma się o co czepiać. Ale Donald pojechał dalej, od razu, strzałem z kolana, szybką decyzja w stylu prezesa Dyzmy, tu i teraz, zdecydował zdymisjonować swojemu ministrowi podwładnego do czego nie ma ani uprawnień, ani nie powinno mu nawet do głowy przyjść, że premier ma się zajmować obsadą stanowisk poniżej szczebla, powiedzmy wiceministra, bo od tego są w demokratycznym państwie stosowne procedury. Jakby tej niekompetentnej kompetencyjnej wpadki było mało, fala uderzeniowa poszła dalej bo nie ma nic gorszego dla polityka wyższego szczebla dać sobie zagrać na nosie przez podwładnego. 
Minister Sienkiewicz ogłaszający wszem i wobec, że kadrowe zapędy premiera ma w nosie, i że w żadnym wypadku spełniać jego ekscentrycznych pomysłów spełniać nie zamierza to już nokaut, ale przecież Tusk sam się na ten cios wystawił, stojąc z opuszczonymi ramionami i mówiąc wal.
Jakby tego było wciąż mało , gdy Sienkiewicz ugrał już swoje, (chociaż kto wie czy się nie zagalopował) gdy już Tusk na deskach legł, postanowił go jeszcze kopnąć pozwalając się sfilmować (nie ma przypadków) z bohaterem wypowiedzi premiera czyli panem Majchrem w scence pt: panowie są bardzo weseli i uśmiechnięci, co w kontekście sytuacji znaczy - zataczają się ze śmiechu, co ten Donald wygaduje, no ja cię, nie mogę, ale jaja, ale pojechał ...
Co ciekawe (ale i smutne) ten wątek mniej zainteresował media niż magiczne słowo pisior. To znak czasów i jakości naszych żurnalistów - publiczne postawienie się i zrobienie idioty z premiera przez ministra spraw wewnętrznych jest słabszym newsem niż głupie przezwisko. To się zdziwiłem. Ale jeszcze bardziej zdziwiłem się kiedy nikt z wyrafinowanych dziennikarzy, gwiazd w rodzaju Lisa, Miecugowa, Sianeckiego, Rymanowskiego, Kolendy-Zaleskiej, Olejnik. NIKT - nie podjął najgorszej w moim przekonaniu wpadki Tuska, który ni mniej ni więcej, z wyżyn swojego autorytetu premiera, wbrew wszelkim zasadom dobrego wychowania, klasy już nawet nie politycznej ale ludzkiej - był uprzejmy zażartować sobie z nazwiska pana Majchera, że niby ono takie semantycznie zbieżne z sytuacją *). No to jesteśmy panie premierze już na dnie. Jeżeli w debacie politycznej zaczyna Pan prześmiewać się z nazwisk to bardzo mnie pan rozczarował. Oczywiście  można o nielubianym publicyście przy tuszy mówić zasapany grubas, można o niskim adwersarzu mówić per konus, można o niepełnosprawnym bez nóg pwiiedzieć, że daleko nie zajdzie, itd. itd. Kupę śmiechu z przewagą kupy mogą dać rymowanki z nazwisk w rodzaju poseł Kapusta to głowa pusta, ale to wszystko jest zwyczajne chamstwo, którego naprawdę po panu bym się nie spodziewał. Wykorzystanie swojej pseudo(w tym wypadku)intelegtualnej przewagi, że niby to takie lekkie i dowcipne odwołanie do literatury wyszło panu słabo. Pan Majcher (nie znam) może mieć wiele wad - ale pozornie dowcipne porównanie go do mordercy i gangstera, bo przecież o jedynym znanym nam Mackie Majcher'ze - Majchrze mowa, to chyba o kilka mostów za daleko.

*) Mackie The Knife - w polskim tłumaczeniu Mackie Majcher, bohater Powieści za trzy grosze autorstwa Bertolta Brechta. Gangster, morderca, oszust. Oprócz książki, unieśmiertelniony w piosence śpiewanej przez Louisa Armstronga, w ktorej w kolejnych zwrotkach opowiadana jest historia kolejnych zbrodni.