środa, 26 marca 2014

Gdyby Kafka żył ... pisałby o Wydziale Komunikacji

1. Jezeli cos mnie doprowadza do białej gorączki w moim pięknym kraju, tu dygresja: i właśnie za nie-podjęcie wątku i nie-rozwiązanie problemu uważam, że Janusz Palikot traci na wiarygodności, bo kiedyś szefował Komisji mającej elimninować absurdy usrywające życie obywatelom i nie zrobił w tej sprawie nic - koniec dygresji - jest proces rejestrowania pojazdów mechanicznych i cała urzędowa mitręga z tym związana. 
2. Przez lata żyłem w świecie z bajki, bo ostatni raz rejestrowałem sobie samochód w 1987 roku. Potem mieszkałem za granicą ale ... nie wiem czy w Italii było to prostsze czy trudniejsze, bo kupowałem samochody prosto z fabryki (pracowałem dla Fiata) i fabryka mi je rejstrowała od a do z. A jeszcze potem miałem auta najlepszej marki czyli "służbowe" a jeszcze potem w leasingu. Ale rzeczywistość mnie dopadła.
3. Nie będę Was wprowadzał we wszystkie szczegóły operacji "kupiłem sobie auto zza oceanu". Wystarczy opowiedzieć, że aby je sobie zarejestrować: zapisałem się na godzinę w Urzędzie komunikacji. Przybyłem na miejsce i okazało się, że zapisanie się "na godzinę" i punktualne przybycie nie oznacza bynajmniej wzajemności Urzędu. Pół godziny opóźnienia. Drobiazg. Pan urzędnik starannie przeanalizował dokumenty, przyznajmy: skomplikowane, bo auto wjechało do Unii w Niemczech, ale w końcu on ma się na tym znać. Z zegarkiem w ręku 20 minut odpowiadałem urzednikowi "co ma tam napisane". Aha - powiedział, po czym oświadczył, że pójdzie skonsultować to z kierowniczką, której jak się domyślam tłumaczył to przez kolejne 20 minut. Czasu jednak nie marnował, bo w mędzyczasie najwyraźniej przeszedł kurs ekspercki w dziedzinie poligrafii i z radością podzielił się ze mną swoim odkryciem - jedno z tłumaczeń przysięgłych było "kolorową kopią" a nie oryginałem. Nie wiem. Nie znam się. Może. Takie dokumenty dostałem od sprzedającego. Urząd pozostał nie wzruszony. Zgodził się uprzejmie procedować, pod warunkiem, że doniosę nowe tłumaczenie. To będzie jakieś 200 zlotych.  
3. Następnie urząd poinformował mnie , że badania techniczne, tzw. pierwsze w kraju, zrobione w momencie przyjazdu auta do Polski, kilka miesięcy temu są oczywiście nieważne, bo  ... przepisy się zmieniły. Innymi słowy służba z uprawnieniami państwowymi czyli stacja przeglądów technicznych wystawiła mi kilka miecięcy temu dokument, potwierdzający dane pojazdu i jego stan techniczny, postawiła pieczątki, zainkasowała pieniądze i okazuje się, że to wszystko było ... nieważne. To tak jakby unieważnić zmianą przepisów dyplomy, akty notarialne, uprawnienia. Nic. Brniemy dalej. 
4. Pan urzędnik wręczył mi komplet czerwonych tablic i tymczasowy dowód na te tablice, abym sobie pojechał na stację diagnostyczną i zrobił sobie te badania jeszcze raz (to chyba będzie ze 200 złotych). Jak już będę miał to nowe tlumaczenie przysięgłe i nowy przegląd techniczny mam wrócić do urzędu, aby urząd, albo Urząd (w końcu jesteśmy w świecie Kafki) wydał mi tablice czarne, ale oczywiście tzw. dowód rejestracyjny będzie znowu tymczasowy, po ten właściwy wrócę sobie znowu po miesiącu. Plus 500 za recykling i 270 za rejestracje.
5. Mieszkam na wsi. Do Urzędu mam 18 km. Przyjechałem tam dziś i spędziłem dwie godziny. Teraz podjadę do jakiegoś tlumacza, pewnie w Warszawie, to będzie 35 km. Potem na ten przegląd. Załóżmy w uproszczeniu, że Pan Diagnosta łaskawie dopuści auto za pierwszym podejściem. Potem się umówię na wizytę nr 2 do Urzędu. Optymistycznie zakładam, że trafię do tego samego Pana Urzędnika, bo jeśli nie to może znowu analiza dokumentów w ponownej konsultacji z Panią Kierowniczką zajmie kolejną godzinę. Potem jeszcze jedna wizytka po odbiór ostatecznego dokumentu. Każda z tych wyprawa pól dnia.  
Są to jawne szykany obywateli. Wszystko zaprojektowane i wykonywane tak, aby na każdym kroku skubnąć parę złotych. Recykling, czasowa rejestracja, pełna rejestracja, przegląd, itd. 
7. Przy okazji pobytu na stacji diagnostycznej z innym autem dowiedziałem się o jeszcze jednej pięknocie. Macie nowe auto. Kolejny przegląd techniczny dopiero za trzy lata. Potem wpadacie na pomysł aby w tym nowym aucie założyć instalację gazową. Nie zakłada wam jej szwagier na podwórku, ale zakład, który ma a. uprawnienia, za które Państwu zapłacił, b. instalacja ma homologację, za którą producent Państwu zapłacił, c. od operacji montażu i ty i instalator płacicie vat i dochodowy. Okazuje się, że samochód, nawet nowy, w którym nieopatrznie zalożycie instalację gazową musi stawiać się na przegląd co rok a nie dopiero za trzy lata. Mogliście o tym nie wiedzieć? Mogliście. Pan Instalator nie musi wam o tym mówić. Jak sobie bedziecie wbijać ten gaz do dowodu rejestracyjnego (czwarta wizyta w Urzędzie) też Wam nie muszą mówić, że kolejny przegląd będzie wymagany za 12 miesięcy. Ale pan policjant, który Was zatrzyma do przypadkowej kontroli może Wam zatrzymać dowód do Waszego np 13 miesiecznego samochodu, w krtórym macie gaz od roku  bo ... już od miesiąca Wasze auto nie ma ważnego przeglądu ... nie, nie, nie. Nie instalacji gazowej - całego auta. Ale to przecież czysta przyjemność zrobić sobie kolejny przegląd i kolejny raz wpaść do Urzędu aby odebrać nomen omen odebrany dowód.
8. Ja rozumiem, że ten cały system jest po to aby kilka milionów ludzi ze zrozumieniem i bez wrażenia , że plącą dodatkowe podatki płaciło jak najwięcej. No to niech tak zrobią, że im się za te przegądy, ten recykling, tę rejestrację, to wbicie haka, tę instalację gazu płaci, ale niech już nam darują to odwiedzanie Najjaśniejszego Urzędu. Dojazdy, godziny, czas ... Udręka. To przecież bandyckie wymuszenie w biały dzień. Ludzie kupują sobie urządzenia o wiele bardziej skomplikowane i kosztowne niż np. mój 8 letni saab, i nie muszą z tego powodu przechodzić przez tę gehennę. 9. Dlaczego telewizora, czy laptopa nie muszę oddawać do przeglądu co rok? Przerejstrowywać jeśli go komuś sprzedam? Są już kraje , gdzie auto ma JEDEN numer rejestracyjny przez cale swoje życie. Można? Można. Są kraje gdzie prawo jazdy to dokument wydawany po prostu na życzenie. Obywatel bierze na siebie odpowiedzialność za to czy umie, czy nie. Można? Można.  Zacznijmy do k... nędzy przynajmniej o tym mówić, że to mafia, skandal i złodziejstwo. 
9. Czy ktoś może mi wskazać polityka, na którego mogę zagłosować i on zacznie o tym głośno mówić i w końcu to załatwić?

piątek, 21 marca 2014

Ile mozna straszyć tym ruskim ?


Były sobie na Słowiańszczyźnie narody wielkie, silniejsze i lepiej od innych zorganizowane, których siła, kultura i sława promieniowała na inne pomniejsze, które cierpliwie czekały na swoją kolej. Tym sposobem wiele narodów ma do czego nawiązywać w historii. Swoje pięć minut mieli i Wielkomorawianie, których potomkami mienią się Czesi, i Ruś Kijowska, która musi obskoczyć co najmniej trzy narody: Ukrainę, Rosję i po części Białoruś, która ma do tego ten komfort, że zgodnie z demograficzną prawdą (każdy wybiera sobie taką prawdę jaka mu pasuje) potężna niesłowiańska Litwa, była słowiańska jak najbardziej - czytaj: białoruska, dawną chwała zyją i Bułgarzy i Serbowie, ale prawdą jest, że w historii Słowiańszczyzny dwa narody osiągnęły w czasach swojej dominacji pozycję wyjątkową. Polska, która była regionalnym mocarstwem przez lat czterysta bez mała i ... Rosja, która pałeczkę pierszeństwa Polsce wytrąciła z ręki aby ją potem podnieść i sobie zabrać. 

Jak to się stało, że Polacy dali dupy jest przedmiotem wielu opracowań. Nie zmienia to jednak faktu, że o ile pierwsze kilkaset lat sąsiedztwa to wyraźna przewaga Najjaśniejszej (Rzeczpospolitej) to od 350 lat pomimo chwilowych potknięć i porażek to Święta Matuszka (Rassija) jest tą silniejszą siostrą. Oprócz miliona zalet, mają Polacy tę wadę, że pomimo upływu lat nijak przetrawić tej okoliczności nie mogą. Wydaje się, że innym niegdysiejszym potęgom łatwiej przychodzi oswojenie się ze zmianami w układzie sił. Normalny, zdrowy Hiszpan nie opowiada przy stole o glorii czasów Izabeli Aragońskiej, Anglik już dawno wybaczył Amerykanom, że teraz to z ich angielszczyzną liczy się świat, uwiędły Le Grandeur nie spędza już snu z powiek Francuzom. Mało tego, wszyscy umieli sobie nawet ułożyć skomplikowane relacje z sąsiadami, ale nie my. 

Zdumiewa hipokryzja Polaków, którzy w swojej ocenie czynią zarzut Rosji z jej niemoralnej polityki, zbrodniczych czynów, imperializmu, itd. Nie bez powodu nasz wieszcz Sienkiewicz do życia Kalego powołał. Czym jak nie imperialną była polityka Jagiellonów? W skali mikro (ładne mi mikro na 1.200.000 km2) i makro: panowania jednocześnie w kilku królestwach.  


Obowiązkowa wrogość do Rosji eliminuje logikę z myślenia o historii i polityce. Lwowa i Wilna żal, ale ogólnie rozsądni ludzie są zgodni, że obecna formuła Rzeczpospolitej, bez konfliktów narodowościowych z Ukraińcami i Białorusami, bez sporów granicznych z Litwą, z ziemiami zachodnimi, które nie mają uroku kresów, ale w momencie ich przekazania Polsce miały za to drogi, koleje, porty, nowoczesne miasta i szereg innych zalet, sprawdziła się nieźle. Skąd się to wszystko nagle wzięło i jak to się porobiło nie wie nikt. To znaczy fakty są bezdyskusyjne, ale tym gorzej dla faktów. To, że wujaszek Stalin, co usta słodsze miał od malin uparł się i wytargował dla komunistycznej, okupowanej, zniewolonej, ale jednak Polski, od mających nas totalnie w dupie anglosasów, kawałek Prus przez głowę prawdziwych Polaków przejść nie może. Oczywiście, że nie robił tego z życzliwości, ani "dla" Polski. Ale to bez znaczenia. 

W polityce liczą się fakty a nie intencje. Los wschodniej granicy został rozstrzygnięty faktycznie 17 września 1939 roku, a i tutaj prawdziwy Polak pozostaje w mylnym błędzie, przypisując wyłączną zasługę w wytyczeniu  tej granicy marzeń towarzyszowi Stalinowi. Świat zachodni już od ponad 100 lat przyjmował za oczywistą taką właśnie wschodnią granicę polskości, obojętnie dla jak i czy wkrzeszonej ojczyzny Polaków. Ani Napoleonowi konstytuującemu Księstwo Warszawskie, ani Niemcom, Anglikom, Austriakom i ... oczywiście Rosjanom tańczącym w Wiedniu 1815 roku, ani zachodnim dyplomatom, których myśl odwzorował na mapie niejaki Lord Curzon nie przyszło do głowy aby Polska mogła sięgać za Bug. Przyjmowali oni wszyscy, że ewentualne wskrzeszenie Polski należy ograniczyć do (używając języka epoki kolonialnej) metropolii, podczas gdy "kolonie" w postaci nabytych ziem wschodnich już się Polakom nie przydadzą. Wybrzydzać można i należy, że Sowieci zabrali nam pół kraju, ale przypisywać im autorstwo tej koncepji to przesada. Proponuąc, a w zasadzie upierając się, że wschodnia granica Polski będzie na Bugu i ani kroku dalej, miał na to zupełną zgodę i zrozumienie szlachetnych, zachodnich rozmówców. Natomiast oddając ze swojej strefy okupacyjnej Niemiec, z której potem uczynił NRD ponad 1/3 aby powiększyć okrojona do kadłubka Polskę, czynić tak nie musiał. Po co to zrobił, dlaczego, itd. nie ma dzisiaj żadnego znaczenia, liczy się tylko tak zawstydzająca, że aż nie do wyartykułowania przez prawdziwego Polaka okoliczność - zachodnią granicę podarowali nam Sowieci. Jakby tej obrazy było mało, nie kto inny a Sowieci, byli JEDYNYM gwarantem tej granicy przez kolejne 45 lat, aż do momentu, w którym zmieniona Europa potrafiła pomóc w porozumieniu z nowymi, silnymi, zjednoczonymi Niemcami, i nie kto inny ale znowu ci sami Sowieci uparli się podczas rozmów zjednoczeniowych, że zachodnie granice Niemiec muszą zostać potwierdzone w kształcie poczdamskim - nie dla nas to robili, ale my skorzystaliśmy. 
Taka ironia losu - ostatnie 70 lat pokoju i 25 lat życia w wolnym kraju, w bezpiecznych, niezagrożonych granicach, bez konfliktów etnicznych zawdzięczamy również (jakbyśmy tego bardzo nie chcieli u nie umieli przyznać) również Rosji, której wpływ na kształt naszych granic był zasadniczy. 



Ciekawa jest refleksja na temat jednoznacznego utożsamiania się Rosji ze słowiańszczyzną (co chyba naturalne i psychicznie zdrowe) i konsekwentnego odżegnywania się od tejże przez Polskę (co dowodzi raczej aberracji umysłowej). Polak jak wiadomo, "czuje się" bliższy Francuzom i Anglikom, aniżeli jakimś tam pepikom, pastuchom z Bułgarii i Bałkanów, nie mówiąc już o Bolszewii. Chociaż podobno, jak by się nie odwrócić - dupa zawsze z tyłu, Polak od kilkuset lat upierał się, że on z tym Towarzystwem nie ma nic wspólnego. To piękny przykład strzelania sobie w kolano przez nasz dzielny Naród. "Słowiańskość" Rosji opłaciła się jej do dzisiaj. W starciu z Turczynem  i Niemcem, Rosję postrzegali jak siostrę i obrończynię Bułgarzy, Serbowie, ba - Czesi nawet. Rosja nawet nie musiała wiele robić, wystarczy, że oglaszała wszem i wobec, że "kocha" sowich braci Słowian i ich w biedzie "nie opuści". To wystarczało, aby ją tam kochano. Polska natomiast ze swoją pańską wyniosłością i szpanerską "zachodniością" budziła politowanie i wzruszenie ramion. Swoją drogą szlagier "My Słowianki" to jakiś ewenement - od lat, a w zasadzie od nigdy nie widziałem w Polsce mody na bycie Słowianką. My, Słowianie - to mogą śpiewać Czesi (ich pieśń narodowa), w każdym powiatowym mieście w Czechach jest hotel Slovan, ale nie u nas. U nas bycie Słowianinem to obciach. Czy Polska dobrze na tym wyszla ? Hmmm ..... 


Historia stosunków w trójkącie Polska Rosja Ukraina przypomina, że Rosja długo i cierpliwie pracowała nad odciągnięciem Ukrainy od Polski. Teraz modnie jest wymądrzać się, że Rosja bez Ukrainy już nie może być mocarstwem. Dla XVII wiecznej Polski okazało się podobnie. Polska bez Ukrainy przestała być mocarstwem a raptem 70 lat po sojuszu Kozaków z Moskwą mocarstwem stała się Rosja. Najciekawszy jest jednak wątek dyplomatycznych i propagandowych starań Moskwy aby do skłócenia Ukrainy z Polską doszło. Kłócili się Kozak z Lachem a zyskał na tym Moskal. 
Dokładnie tak samo mają się sprawy teraz. Komuś zależy aby kogoś skłócić. Rosja bez Ukrainy nie może być mocarstwem? Być może. Ale jaką potęgą gospodarczą, polityczną i militarną mogłyby stać się pogodzone i dogadane ze sobą Rosja i … Polska? Niech się Polska wiecznie boczy na Rosję, wiecznie jej ubliża, wiecznie wyciąga waśnie sprzed kilkudziesięciu i kilkuset lat. Tymczasem my Francuzi będziemy Rosji budować statki. Jaki piękny przykład przyniósł rozwój wypadków na Krymie. Zatopiony przez Rosjan stary krążownik Oczakow był zbudowany w … Polsce. Polska już nie buduje statków Rosji, robią to inni. Niech użyteczni idioci, wiecznie gotowi ujadać na Rosję stoją na straży aby do zgody nie doszło. Tymczasem my duńscy farmerzy będziemy sprzedawać ruskiemu mięso. Kiedyś w Rosji zagraniczna firma budowlana znaczyło firma z Polski. Budimexy, Instalexporty i inne polskie firmy budowały w Rosji drogi, rurociągi, koleje … Na szczęście dla „prawdziwych patriotów” to se ne vrati . Teraz buduje kto inny. Trochę z Turcji. Ale też z „naszej” Europy. Co by tu jeszcze spieprzyć panowie, co by tu jeszcze …
Im mniej Polski w Rosji tym lepiej dla tych , którzy chcą tam być. Ukraina i Krym dostarczyła wygodnego pretekstu, aby Polska znów najgłośniej ujadała. Już było nieźle, już byliśmy w ogródku, już relacje szły w zbyt dobrym kierunku. Tymczasem na zachodzie, tak „zachwyconym” polską niezłomnością zaczynają padać niewygodne pytania. O to czy ten podły Putin nie ma trochę racji, kiedy mówi, że w Kijowie w rządach bierze udział skrajna prawica, którą może i na wyrost , ale niewielki nazywa pieszczotliwie faszystami? Za chwilę zrobi się głupio bo ukraiński król okaże się może nie nagi, ale w lekkim negliżu. Swoboda i Prawy Sektor to nie tylko prawicowe i nacjonalistyczne bydlaki, ale również jawni wrogowie polskości. Konflikty o cmentarz Orląt? To było małe miki w porównaniu z tym co teraz urządzą. Ja rozumiem, że „prawdziwy Polak” musi nienawidzić  ruskich, ale … nasze nagłe oficjalne rzadowe uwielbienie dla Ukraincow przypomina czasy 1968 roku kiedy podczas hecy antyzydowskiej i poparcia przez kraje tzw obozu socjalistycznego arabów w wojnie z Izraelem, Antoni Słonimski na słowa Gomółki , ze polscy Zydzi musza sie zdecydowac, ktorej ojczyznie slużą powiedział: Ja rozumiem, ze mamy miec tylko jedną Ojczyznę ale dlaczego to ma być Egipt? Skąd nagle mamy akurat kochać Banderowców? 
Pół roku temu Ukraina była jasno i wyraźnie w strefie wpływów Rosji. I nikomu to nie przeszkadzało. Teraz Rosja próbuje coś sobie z tych wpływów uratować, bo już całości chyba nie da rady i jest to cassus belli. To pół roku temu nie było powodu aby iść z nimi na wojnę a teraz jest?
Putin wujaszek samo zło? Być może. Ale na razie innego nie będzie. Sąsiadów się nie wybiera. Są jacy są. Można z tym zrobić co się da i wyciągnąć maksimum korzyści możliwych do osiągnięcia w danym momencie. Można też mieć z tego tytułu same kłopoty. Dla zasady aby ruskiemu zagrać no nosie. Samo zło. No może jednak nie samo? W 1989 odpuścili. Polską granicę z Niemcami w traktacie zjednoczeniowym poparli. Wojska grzecznie z Polski wyprowadzili. Do Katynia się przyznali a Putin przełknął żabę i przeprosił. Nie zdarzyło się ani razu aby gaz czy ropę zakręcili. Obroty handlowe z roku na rok rosną. Nasi przedsiębiorcy sprzedają tam coraz więcej. Bilans się poprawia. Dosyć tego dobrego. Po kilku miesiącach tupania Zachód odpuści. Krym zostanie tak czy owak zalegitymizowany. Ukraina będzie bardziej niezależna od Rosji niż Putin by chciał ale mniej niż sama być sobie tego życzyła. Nam miłość do młodej ukraińskiej  demokracji osłabnie, bo sami Ukraińcy skonstatują, że od manifestowania trzeba wrócić do roboty, a pieniędzy nie ma, chyba, że te „dane” przez Zachód lub Rosję i wszystko okaże się mniej szlachetne. Ale ruski zapamięta, kto mu naubliżał najmocniej. Pamiętacie historię o dwóch takich, którzy idąc dróżką zobaczyli leżące gówno? Antek, założę się o pięć stów, że ty tego gówna nie zjesz – mówi jeden. – Jak nie zjem? Za pięć stów? Jasne , że zjem. I zjadł. Józek mu pięć stów wypłacił. Nazajutrz idą znowu a tu gówno leży. Antek pyta – A ty Józek to gówno zjesz za pięć stów? – A jakbym miał nie zjeść- honornie odpowiada Józek. I zjadł. I pięć stów dostał. Kiedy następnego dnia idąc razem zobaczyli kolejne gówno zadumali się. – Coś mi się Józek wydaje, żeśmy te gówna za darmo zjedli. Smakowalo ? Nie? No właśnie. To się dziwię.

poniedziałek, 3 marca 2014

z ostatniej chwili! Putin przegrywa na wszystkich frontach.

 

Aby wyrobić sobie opinię na temat wpływów i potęgi świata zachodniego, które mogłyby być użyte przeciw Rosji, zadzwoniłem do mojego zakonspirowanego kontaktu w NATO.
- Czołgi na ulicach Krymu, okręty kierują rakiety w stronę ukraińskich instalacji wojskowych, Ruscy rozbrajają ukraińskich żołnierzy jak chcą. Czemu Zachód pozostaje bierny?
- Nic bardziej błędnego. Naciskamy na Putina całą mocą i jego sytuacja nie jest do pozazdroszczenia. Widać wyraźnie, że zaczyna gubić się w krzyżowym ogniu naszych działań. - Konkretnie jakich? Mój rozmówca zniżył głos - to są sprawy tajne - wyszeptał. Szczególnie zależy nam na utrzymaniu w tajemnicy strategii nacisku. Będą to kolejne przemyślane kroki, z których każdy będzie logiczną konsekwencją poprzednich. Ale to co już zrobiliśmy do tej pory mówi wszystko o naszej determinacji. - To już coś zrobiliście? - Oczywiśćie. Najpierw wykorzystaliśmy zaawansowane technologie komunikacyjne i prezydent Obama odbył wideorozmowę z Putinem. Jak mówi przysłowie "raz zobaczyć to więcej niż sto razy usłyszeć" i Putin nie może udawać, że nie widział jak Obama wyraźnie pogroził mu palcem. W porównaniu z niegdysiejszymi rozmowami telefonicznymi to o niebo mocniejszy środek nacisku i nie zawahaliśmymsię go użyć. - To imponujące, ale czy to wystarczy? - Nie wystarczy. I dlatego prezydent Obama w odpowiedzi na chaotyczną odpowiedź Putina, że Rosja rezerwuje sobie prawo interwencji w ochronie swoich interesów, z całą mocą podkreślił, że również rezerwuje sobie prawo tak częstego grożenia palcem przez ekran jak będzie tego wymagała sytuacja. Widziałem zapis tej telekonferencji i wiem, że na Putinie zrobiło to duże wrażenie.
- Poślecie tam wojsko? - Nasze wojska już są tam gdzie być powinny i Putin zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli zechce posunąć się chociażby o kolejne 1200 km lądem lub 600 km morzem to napotka na formacje naszych sojuszników w Polsce i Turcji i to skutecznie powstrzymuje jego zakusy. Z resztą w dzisiejszych czasach mamy dużo skuteczniejsze środki nacisku, głównie gospodarczego i na nich się skupimy. 
- Czyli sankcje gospodarcze! Konkretnie jakie? - Po pierwsze namawiamy kraje członkowskie do zaprzestania importu wódki rosyjskiej. Po drugie rozmawiamy z producentami filmowymi, aby w kolejnym odcinku Bonda, agent nie zamawial już rosyjskiego kawioru z jesiotra i zadowolił się norweskim ersatzem z ryb łososiowatych. To na początek, ale myślimy o kolejnych krokach. Gdyby sankcje nałożone na kawior nie wystarczyły, pomyślimy o produktach pierwszej potrzeby. Mamy tu pewne pozytywne doświadczenia, z czasów kiedy podczas wojny w Iraku amerykańskie restauracje wykreśliły z menu french fries, zastępując je liberty fries. Putin z pewnością pamięta, że Francja do tej pory liże rany po tej zdecydowanej akcji. - Zalecicie wstrzymanie importu ropy i gazu? - Poważnie rozważamy ten krok, ale decyzję podejmiemy dopiero po analizach ekspertów. Niewykluczone, że gwałtowne wstrzymanie importu ropy mogłoby doporowadzić do załamania produkcji świec, które zalecamy wystawiać w oknach jako moralną formę nacisku, z którego rezygować nie chcemy, a jak wiadomo świece robi się z ropy naftowej. To z resztą pokazuje zagubienia Putina, który jest skazany na porażkę. Wysyłając nam ropę de facto wspiera ruchy moralnego protestu - mój rozmówca wydawał  się być zadowolony z tego sprytnego rozwiązania.
- To wszystko ? - Ależ skąd! Wdrażamy program sankcji w całych branżach przemysłu. Zaczęliśmy od przemysłu filmowego, z którym Putin musi się liczyć. Amerykańskie  kino akcji to ważna część repertuaru rosyjskich kin i telewizji i Rosja nie może pozwolić sobie na konflikty na tym polu. Mocne słowa naszych aktorów, które padły podczas gali Oskarów wyraźnie podkopały morale rosyjskich wojsk. Niewykluczone, że pójdziemy za ciosem i poprosimy ulubieńców rosyjskiej widowni Stevena Seagala i Chucka Norrisa aby wzięli udział w kolejnej telekonferencji Obamy z Putinem i również pogrozili mu palcem a nawet uderzyli na wizji pięścią w stół.
- Czy należy spodziewać się zaczepnych działań ofensywnych? - Ależ one już trwają - oburzył się mój kontakt. - Jesteśmy obecnie w fazie ofensywy dezinformacyjnej, która jest wojną agentów wpływu namierzoną na dezinformację przeciwnika i mamy już pierwsze sukcesy. Putin wydaje rozkazy militarnych działań swoim wojskom, które te wykonują, mało tego, może to sobie potem wyczytać w meldunkach a nawet zobaczyć w telewizji jak jego okręty blokują, uzbrojeni po zęby komandosi zajmują, czołgi kręcą lufami a transportery dowożą posiłki a tymczasem my na konferencjach polityków i w mediach wciąż zadajemy pytanie czy użyje wojska i naradzamy się co zrobimy gdyby użył. Dla Putina musi to być cios i prestiżowa porażka, że żadne z jego działań zbrojnych nie zasłużyło sobie na taką nazwę. Co innego robi a co innego słyszy od nas i musi być kompletnie zagubiony. Nic dziwnego, że idzie dalej od porażki do porażki. To zagubienie doskonale dostrzegła kanclerz Merkel, która zauważyła, że Putin już jest jakby "oderwany od rzeczywistości". Sam się przecież nie oderwał - to wynik naszej ofensywy. 
- Co jeszcze może zrobić świat zachodni? Do zrobienia jest wiele. Obecnie pracujemy nad minami naszych polityków, ktorzy korzystają z porad doradców wizerunkowych i intensywnie ćwiczą eskalację wariantów. Od miny "troska", poprzez "poważne zaniepokojenie" do "oburzenia".  Z ciekawymi propozycjami wychodzą nasi sojusznicy. Francja na przykład zagroziła odcięciem rosyjskich oligarchów od Lazurowego Wybrzeża a nawet (sezon zimowy wciąż trwa) od Courchevel. Putin dwa razy się zastanowi zanim zdecyduje się zrezygnować z Saint Tropez na rzecz Sewastopolu. Francuzi są w tej sprawie bardzo pryncypialni i stawiają rzecz jasno - żadnej żonie, córce ani kochance Putina czy jego dworzan nie zostanie sprzedana więcej niż jedna torebka Louis Vuitton, jedna para butów Louboutin i jedna chustka Hermes. Mają z resztą w tej sprawie duże doświadczenie, bo jak wiadomo, córki, żony i kochanki dyktatorów arabskich i afrykańskich nigdy nie mogły lczyć na pobłażliwość w tej kwestii. 
- To faktycznie dużo. Co z naciskami dyplomatycznymi? Podobno w 1994 roku Anglia i USA razem z Rosją zagwarantowały Ukrainie bezpieczeństwo w zamian za rezygnację z broni jądrowej. Jak zamierzacie wypełnić to zobowiązanie? - Dziękuję za to pytanie, bo ta sytuacja najlepiej pokazuje naszą determinację. Nie spoczniemy póki tego zobowiązania nie wypełnimy. Już kiedyś w Jałcie czyli na Krymie, w podobnym składzie umówiliśmy się  z Rosjanami, że wspólnie gwarantujemy przeprowadzenie w Polsce, Cechoslowacji i jeszcze kilku krajach wolnych wyborów i już po 40 latach to się stało. Słowo jest słowo. Jesteśmy również w stałym kontakcie z dyplomacją watykańską. Wiemy, że Ojciec Święty już się modli za pokój na Ukrainie ale nasi wysłannicy próbują nakłonić Jego Świętobliwość aby modlił się jeszcze mocniej i wydaje się, że w tym zakresie są spore rezerwy. 
- Dziękuję, bardzo mnie Pan uspokoił.