środa, 26 marca 2014

Gdyby Kafka żył ... pisałby o Wydziale Komunikacji

1. Jezeli cos mnie doprowadza do białej gorączki w moim pięknym kraju, tu dygresja: i właśnie za nie-podjęcie wątku i nie-rozwiązanie problemu uważam, że Janusz Palikot traci na wiarygodności, bo kiedyś szefował Komisji mającej elimninować absurdy usrywające życie obywatelom i nie zrobił w tej sprawie nic - koniec dygresji - jest proces rejestrowania pojazdów mechanicznych i cała urzędowa mitręga z tym związana. 
2. Przez lata żyłem w świecie z bajki, bo ostatni raz rejestrowałem sobie samochód w 1987 roku. Potem mieszkałem za granicą ale ... nie wiem czy w Italii było to prostsze czy trudniejsze, bo kupowałem samochody prosto z fabryki (pracowałem dla Fiata) i fabryka mi je rejstrowała od a do z. A jeszcze potem miałem auta najlepszej marki czyli "służbowe" a jeszcze potem w leasingu. Ale rzeczywistość mnie dopadła.
3. Nie będę Was wprowadzał we wszystkie szczegóły operacji "kupiłem sobie auto zza oceanu". Wystarczy opowiedzieć, że aby je sobie zarejestrować: zapisałem się na godzinę w Urzędzie komunikacji. Przybyłem na miejsce i okazało się, że zapisanie się "na godzinę" i punktualne przybycie nie oznacza bynajmniej wzajemności Urzędu. Pół godziny opóźnienia. Drobiazg. Pan urzędnik starannie przeanalizował dokumenty, przyznajmy: skomplikowane, bo auto wjechało do Unii w Niemczech, ale w końcu on ma się na tym znać. Z zegarkiem w ręku 20 minut odpowiadałem urzednikowi "co ma tam napisane". Aha - powiedział, po czym oświadczył, że pójdzie skonsultować to z kierowniczką, której jak się domyślam tłumaczył to przez kolejne 20 minut. Czasu jednak nie marnował, bo w mędzyczasie najwyraźniej przeszedł kurs ekspercki w dziedzinie poligrafii i z radością podzielił się ze mną swoim odkryciem - jedno z tłumaczeń przysięgłych było "kolorową kopią" a nie oryginałem. Nie wiem. Nie znam się. Może. Takie dokumenty dostałem od sprzedającego. Urząd pozostał nie wzruszony. Zgodził się uprzejmie procedować, pod warunkiem, że doniosę nowe tłumaczenie. To będzie jakieś 200 zlotych.  
3. Następnie urząd poinformował mnie , że badania techniczne, tzw. pierwsze w kraju, zrobione w momencie przyjazdu auta do Polski, kilka miesięcy temu są oczywiście nieważne, bo  ... przepisy się zmieniły. Innymi słowy służba z uprawnieniami państwowymi czyli stacja przeglądów technicznych wystawiła mi kilka miecięcy temu dokument, potwierdzający dane pojazdu i jego stan techniczny, postawiła pieczątki, zainkasowała pieniądze i okazuje się, że to wszystko było ... nieważne. To tak jakby unieważnić zmianą przepisów dyplomy, akty notarialne, uprawnienia. Nic. Brniemy dalej. 
4. Pan urzędnik wręczył mi komplet czerwonych tablic i tymczasowy dowód na te tablice, abym sobie pojechał na stację diagnostyczną i zrobił sobie te badania jeszcze raz (to chyba będzie ze 200 złotych). Jak już będę miał to nowe tlumaczenie przysięgłe i nowy przegląd techniczny mam wrócić do urzędu, aby urząd, albo Urząd (w końcu jesteśmy w świecie Kafki) wydał mi tablice czarne, ale oczywiście tzw. dowód rejestracyjny będzie znowu tymczasowy, po ten właściwy wrócę sobie znowu po miesiącu. Plus 500 za recykling i 270 za rejestracje.
5. Mieszkam na wsi. Do Urzędu mam 18 km. Przyjechałem tam dziś i spędziłem dwie godziny. Teraz podjadę do jakiegoś tlumacza, pewnie w Warszawie, to będzie 35 km. Potem na ten przegląd. Załóżmy w uproszczeniu, że Pan Diagnosta łaskawie dopuści auto za pierwszym podejściem. Potem się umówię na wizytę nr 2 do Urzędu. Optymistycznie zakładam, że trafię do tego samego Pana Urzędnika, bo jeśli nie to może znowu analiza dokumentów w ponownej konsultacji z Panią Kierowniczką zajmie kolejną godzinę. Potem jeszcze jedna wizytka po odbiór ostatecznego dokumentu. Każda z tych wyprawa pól dnia.  
Są to jawne szykany obywateli. Wszystko zaprojektowane i wykonywane tak, aby na każdym kroku skubnąć parę złotych. Recykling, czasowa rejestracja, pełna rejestracja, przegląd, itd. 
7. Przy okazji pobytu na stacji diagnostycznej z innym autem dowiedziałem się o jeszcze jednej pięknocie. Macie nowe auto. Kolejny przegląd techniczny dopiero za trzy lata. Potem wpadacie na pomysł aby w tym nowym aucie założyć instalację gazową. Nie zakłada wam jej szwagier na podwórku, ale zakład, który ma a. uprawnienia, za które Państwu zapłacił, b. instalacja ma homologację, za którą producent Państwu zapłacił, c. od operacji montażu i ty i instalator płacicie vat i dochodowy. Okazuje się, że samochód, nawet nowy, w którym nieopatrznie zalożycie instalację gazową musi stawiać się na przegląd co rok a nie dopiero za trzy lata. Mogliście o tym nie wiedzieć? Mogliście. Pan Instalator nie musi wam o tym mówić. Jak sobie bedziecie wbijać ten gaz do dowodu rejestracyjnego (czwarta wizyta w Urzędzie) też Wam nie muszą mówić, że kolejny przegląd będzie wymagany za 12 miesięcy. Ale pan policjant, który Was zatrzyma do przypadkowej kontroli może Wam zatrzymać dowód do Waszego np 13 miesiecznego samochodu, w krtórym macie gaz od roku  bo ... już od miesiąca Wasze auto nie ma ważnego przeglądu ... nie, nie, nie. Nie instalacji gazowej - całego auta. Ale to przecież czysta przyjemność zrobić sobie kolejny przegląd i kolejny raz wpaść do Urzędu aby odebrać nomen omen odebrany dowód.
8. Ja rozumiem, że ten cały system jest po to aby kilka milionów ludzi ze zrozumieniem i bez wrażenia , że plącą dodatkowe podatki płaciło jak najwięcej. No to niech tak zrobią, że im się za te przegądy, ten recykling, tę rejestrację, to wbicie haka, tę instalację gazu płaci, ale niech już nam darują to odwiedzanie Najjaśniejszego Urzędu. Dojazdy, godziny, czas ... Udręka. To przecież bandyckie wymuszenie w biały dzień. Ludzie kupują sobie urządzenia o wiele bardziej skomplikowane i kosztowne niż np. mój 8 letni saab, i nie muszą z tego powodu przechodzić przez tę gehennę. 9. Dlaczego telewizora, czy laptopa nie muszę oddawać do przeglądu co rok? Przerejstrowywać jeśli go komuś sprzedam? Są już kraje , gdzie auto ma JEDEN numer rejestracyjny przez cale swoje życie. Można? Można. Są kraje gdzie prawo jazdy to dokument wydawany po prostu na życzenie. Obywatel bierze na siebie odpowiedzialność za to czy umie, czy nie. Można? Można.  Zacznijmy do k... nędzy przynajmniej o tym mówić, że to mafia, skandal i złodziejstwo. 
9. Czy ktoś może mi wskazać polityka, na którego mogę zagłosować i on zacznie o tym głośno mówić i w końcu to załatwić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz