wtorek, 13 sierpnia 2013

Po nazwisku to po pysku ...

Donald Tusk mnie rozczarowuje. Nie opóźnieniami na budowach autostrad anie dziurą budżetową ale tym, że w coraz gorszym stylu dojeżdża do mety. Przez siedem lat mieliśmy twarz RP, która niespecjalnie różniła się od tych europejskich. W świecie kultury obrazkowej, gdzie o zaufaniu do polityków, które przekłada się na kursy walut i spokój na giełdach, decyduje wygląd i tu wypadalśmy nieźle. Przystojny, dobrze ubrany, naturalny w ruchach, sprawnie i dość błyskotliwie radzący sobie w żywych kontaktach z ludźmi i mediami, mówiący nieźle po polsku punktował już na wstępie, a przynajmniej nie łapał punktów ujemnych. 
Że niby to banalne i glupie oceniać polityka po wyglądzie? Zależy kto patrzy. Jak patrzy świat to widzi wiecznie przyduże garnitury "od starszego brata" jakie z bliźniaczą konsekwencją ubierają Jarosław i ... Bronisław (Pan Prezydent ostatnio lepiej się ubiera - brawa, że zaczął sluchać doradców od wizerunku) i sobie myśli ten świat - jeżeli (były) premier i prezydent tego sympatycznego kraju nie potrafią ogarnąć tabeli rozmiarowej garderoby, to wiele mówi o kulturze ich poddanych - jak nie umieją się ubrać to kto wie czy umią (nie poprawiać - tak miało być) jeść nożem i widelcem? Jarosław z masochistycznym poświęceniem paraduje w brudnych butach (nadal mu się to zdarza - co pewien czas życzliwe mu media koncesjonowane na komentowanie podkreślają, że to dorabianie gęby, i że to już dawno nie ma miejsca, a tu ciach - znowu rozdeptane trumniaczki kurzem przysypane i błotkiem malowane, co jest jeszcze gorzej - bo buty do garnituru albo ma się czyste zawsze, albo nawet incydentalne wpadki pokazują, że z domu się tego nie wyniosło) i naraża się na jakże celne w tym wypadku bonmoty w rodzaju "zmienianie świata dobrze jest zacząć od codziennego, porządnego wyczyszczenia własnych butów".  Do tego te czarne, bordowe albo przesadnie wzorzyste koszule naszych parlamentarzystów, przerysowany minister Nowak będący w sferze wyglądu reinkarnacją pięknego Mariana (Krzaklewskiego), który też się sobie bardzo podobał, a któremu to Nowakowi powinno się podpowiedzieć, że mężczyzna (a co dopiero polityk) powinien podążać krok za modą a nie gnać w jej forpoczcie. 
Zgódźmy się, że na tym tle Tusk wypada dobrze, albo inaczej: nic lepszego w sferze wyglądu przedstawicieli władzy nasza klasa polityczna przez prawie ćwierć wieku nie wypuściła. 
NIestety od premiera wymaga się aby oprócz wyglądu czasem coś powiedział, a jak już mówi aby nie gadał glupot. I tu też wypadał nieźle, niestety do czasu. Kiedy był w formie gafy zdarzały się rzadko - teraz potrafi ustrzelić trzy na jednym oddechu. 
Dać się wciągnąć w złośliwe komentarze na temat pisiorów to błąd wizerunkowy. PO miala być tą cywiizowaną twarzą Polski, tą wykształconą, tą lepiej wychowaną - my stoimy gdzie ą i ę a oni tam gdzie rosną buraki. Nasze argumenty to słowa i czyny a nie epitety i obrzucanie błotem. No dobra, nie wyszło. Będą go ratować życzliwi, że niby to przydomek może i nie najgrzeczniejszy ale taki już prawie tradycyjny i nie ma się o co czepiać. Ale Donald pojechał dalej, od razu, strzałem z kolana, szybką decyzja w stylu prezesa Dyzmy, tu i teraz, zdecydował zdymisjonować swojemu ministrowi podwładnego do czego nie ma ani uprawnień, ani nie powinno mu nawet do głowy przyjść, że premier ma się zajmować obsadą stanowisk poniżej szczebla, powiedzmy wiceministra, bo od tego są w demokratycznym państwie stosowne procedury. Jakby tej niekompetentnej kompetencyjnej wpadki było mało, fala uderzeniowa poszła dalej bo nie ma nic gorszego dla polityka wyższego szczebla dać sobie zagrać na nosie przez podwładnego. 
Minister Sienkiewicz ogłaszający wszem i wobec, że kadrowe zapędy premiera ma w nosie, i że w żadnym wypadku spełniać jego ekscentrycznych pomysłów spełniać nie zamierza to już nokaut, ale przecież Tusk sam się na ten cios wystawił, stojąc z opuszczonymi ramionami i mówiąc wal.
Jakby tego było wciąż mało , gdy Sienkiewicz ugrał już swoje, (chociaż kto wie czy się nie zagalopował) gdy już Tusk na deskach legł, postanowił go jeszcze kopnąć pozwalając się sfilmować (nie ma przypadków) z bohaterem wypowiedzi premiera czyli panem Majchrem w scence pt: panowie są bardzo weseli i uśmiechnięci, co w kontekście sytuacji znaczy - zataczają się ze śmiechu, co ten Donald wygaduje, no ja cię, nie mogę, ale jaja, ale pojechał ...
Co ciekawe (ale i smutne) ten wątek mniej zainteresował media niż magiczne słowo pisior. To znak czasów i jakości naszych żurnalistów - publiczne postawienie się i zrobienie idioty z premiera przez ministra spraw wewnętrznych jest słabszym newsem niż głupie przezwisko. To się zdziwiłem. Ale jeszcze bardziej zdziwiłem się kiedy nikt z wyrafinowanych dziennikarzy, gwiazd w rodzaju Lisa, Miecugowa, Sianeckiego, Rymanowskiego, Kolendy-Zaleskiej, Olejnik. NIKT - nie podjął najgorszej w moim przekonaniu wpadki Tuska, który ni mniej ni więcej, z wyżyn swojego autorytetu premiera, wbrew wszelkim zasadom dobrego wychowania, klasy już nawet nie politycznej ale ludzkiej - był uprzejmy zażartować sobie z nazwiska pana Majchera, że niby ono takie semantycznie zbieżne z sytuacją *). No to jesteśmy panie premierze już na dnie. Jeżeli w debacie politycznej zaczyna Pan prześmiewać się z nazwisk to bardzo mnie pan rozczarował. Oczywiście  można o nielubianym publicyście przy tuszy mówić zasapany grubas, można o niskim adwersarzu mówić per konus, można o niepełnosprawnym bez nóg pwiiedzieć, że daleko nie zajdzie, itd. itd. Kupę śmiechu z przewagą kupy mogą dać rymowanki z nazwisk w rodzaju poseł Kapusta to głowa pusta, ale to wszystko jest zwyczajne chamstwo, którego naprawdę po panu bym się nie spodziewał. Wykorzystanie swojej pseudo(w tym wypadku)intelegtualnej przewagi, że niby to takie lekkie i dowcipne odwołanie do literatury wyszło panu słabo. Pan Majcher (nie znam) może mieć wiele wad - ale pozornie dowcipne porównanie go do mordercy i gangstera, bo przecież o jedynym znanym nam Mackie Majcher'ze - Majchrze mowa, to chyba o kilka mostów za daleko.

*) Mackie The Knife - w polskim tłumaczeniu Mackie Majcher, bohater Powieści za trzy grosze autorstwa Bertolta Brechta. Gangster, morderca, oszust. Oprócz książki, unieśmiertelniony w piosence śpiewanej przez Louisa Armstronga, w ktorej w kolejnych zwrotkach opowiadana jest historia kolejnych zbrodni.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz