poniedziałek, 4 listopada 2013

Hubert specjalnej troski

Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy kupiłem Newsweeka. Jak doczytacie do końca to stanie się jasne dlaczego kiedyś przestałem go kupować i dlaczego nadal nie będę, więc ten jednarozowy akt powrotu trudno nazwać sukcesem wydawniczym, chociaż zapewne redaktor, autorka i wydawca przeżywają chwilę radości, że w sprzedaży im drgnęło, bo pewnie nie ja jeden wrócilem na chwilę.

Na fejsie ktoś zlinkował tekst o Hubercie Urbańskim, odruchowo kliknąłem i obejrzałem łzawy zestaw zdjęć  z podpisami zamieszczony na jakimś pudelku czy innym pomponiku. Lektura zamiast wzruszyć ubawiła mnie do łez, ale dwie godziny później, na stacji beznynowej, w kolejce do kasy, oczom nie wierzyłem, że ten pomponikowy pictorial to był skrót z ... okładkowego hitu magazynu uważającego się za tygodnik opinii, czyli należący do lepszego świata.

1. Teza artykułu jest bardzo prosta. Biedny, skrzywdzony przez los Hubert zasługuje na pochylenie się nad jego ciężkim losem bo dzieje mu się niezasłużona krzywda, więc współczujmy mu. Amen.
2. Argumenty są żelazne. Otóż Hubertowi specjalnej troski wydarzyły się następujące, wyjątkowe, w swojej wyjątkowości potworne zdarzenia i okoliczności. Usiądźcie bo nie uwierzycie. Otóż facetowi lat 47 przydarzyło się coś wyjątkowego, co zasługuje na szczególną atencję i okładka jest w pelni zasłużona, bo dzieją się rzeczy straszne.
a. wyrzucili go z roboty.
b. rzuciła go żona.
c. umarł mu tata.
3. Sami widzicie, że są to zdarzenia bezprecedensowe. Wszyscy mamy proste, łatwe kariery, w których podwyżka goni podwyżkę, the only way is up, i o zwolnieniach, utratach pracy, potrzebie zaczynania od zera, konieczności przekwalifikowania się słyszeliśmy tylko w bajkach o żelaznym wilku, podobno kiedys podczas Wielkiego Kryzysu tak było prawie sto lat temu, ale teraz można tylko piosenkę z kabareciku zanucić "i hopsasa i tralala idziemy przez życie w podskokach i jest po prostu dobrze tak, że tylko nam kłopotów brak", a tu proszę, jak to teraz mówią: taka sytuacja.
4. Człowieka dopadła jawna niesprawiedliwość. Sprawiedliwie to było wtedy kiedy zarabiał pięc razy tyle co premier i prezydent razem wzięci, a teraz się zrobiła taka niesprawiedliwość. To powinno być jakoś uregulowane ustawowo czy co, że Hubert Urbański powinien mieć coraz wyższe dochody a o zwolneiniach zapomnijcie.
5. Żony jak wiadomo nie rzucają, a już na pewno nie Hubertów Urbańskich. Nie znam byłej małżonki naszego bohatera, ale dziwi mnie , że Hubert (aktor z wykształcenia) nie czytał Fredry i Moliera, bo z tej lektury, jeżeli życie go samo nie nauczyło, dowiedziałby się, że w facetach bogatych i "sławnych" jest podobno łatwiej się zakochiwać niż w tych, którym kariera się zwija i nagle mają mniej, stąd też znane zjawisko odkochiwania się. Ale widać ani Hubert Urbańśki ani autorka nie spotkali się z takimi okropnościami, stąd ich słuszne przekonanie, że trzeba się tą potwornością podzielić się ze światem. 
Taki arcyciekawy news - faceta rzuca żona. Klejnot dziennikarstwa.
6. Każda śmierć jest z definicji mało radosna. Wolelibyśmy aby rodzice nam nie umierali. Ale umierają. W dodatku statystycznie najczęściej umierają facetom pod pięćdziesiątkę. Na przykład mnie. Mamusia kiedy miałem lat 44 a Tatuś dwa lata później. Większości moich znajomych podobnie. Wszyscy to przeżywamy, ale większość z nas jakoś powstrzymuje się od kabotyńskiego informowania świata o wyjątkowości swojego bólu i wyjątkowości akurat tej śmierci. Niewykluczone, że małżonka rzucająca naszego bohatera w pkt. 5. miała rację. Facet lat 47 , który odczuwa potrzebę epatowania świata na łamach tygodnika, jak to mu ciężko, że mu tata zmarł, mógł być zdolny do usrania życia kobiecie, która  być może spodziewała się, że jej córki mają za ojca mężczyznę a nie babę. Wzruszający jest wątek rozdartej sosny w osobie bohatera, który musiał odrywać się od szpitalnego łóżka i musiał lecieć do telewizora błaznować. O wy, szarzy zjadacze chleba, coż wy wiecie o cierpieniach Huberta. Kiedy wam umierali rodzice z pewnością braliście pelnoplatne wolne na pół roku, bo przecież nieludzkie i nie do udźwignięcia byłoby gdybyście musieli oprócz pielęgnacji chorego, lub tylko oczekiwania na nieuniknione, chodzić do biura aby w nim z uśmiechem sprzedawać ubezpieczenia, prowadzić szkolenia i konferencję lub tłumaczyć na info linii w call center jak działa pralka. Wam to łatwo, a Hubert cierpi. Nie mówiąc o tym, że Wam, którzy macie 5700 na czysto latwiej opiekować się chorymi rodzicami, niż biednemy Hubertowi, który już wtedy musiał się borykać z dochodami obniżonymi o 30-40 % (jak mówi sam) czyli pewnie musiał oplacać pielęgniarki i taksówki do szpitala z mizernych kilkudziesięciu tysi.
7. Hubert jest też bardzo krytyczny  w stosunku do telewizji i swoich byłych kolegów. Znamienne, że nie znane nam są jego utrzymane w tym samym tonie wypowiedzi z czasów gdy zera nie mieścily mu się w PIT-cie. Wierzymy mu, że do roboty chodził z obrzydzeniem, ale trzeba przyznać, że tu wykształcenie aktorskie się przydało - maskował się wspaniale. Nie było łatwo, bo oprócz pracy zawodowej, musiał po godzinach chodzić na rożne gale, odbierać nagrody za te badziewiarskie we własnym przekonaniu osiągnięcia zawodowe ... nic tylko współczuć.
8. Ciepłym akcentem w wywiadzie, dającym nadzieję na odrodzenie się w krynicy prawdy jest jednak uświadomienie sobie przez bohatera, że ... tadam, tadam - był w telewizorze traktowany instrumentalnie, przedmiotowo. Jeszcze gorzej traktowały go tabloidy. Ale dość tego. Teraz może być potraktowany przez tygodnik Newsweek podmiotowo. Nie do końca jest jednak jasne czym różni się w treści i formie wywiad udzielony Newsweekowi od analogicznych doniesień pudelków i pomponików. Może dlatego nie kupuję Newseeka. Bo zawsze lepiej kupować oryginał. Jak chce (firgura retoryczna - bo nie chcę) poczytać o facetach rzuconych przez żony i innych podobnych horrorach to kupie sobie FAKT. I z całym szacunkiem dla Pani redaktor Renaty Kim i Huberta, nic nie przebije Justyny Steczkowskiej, opłakującej w swoim czasie na łamach VIVA odejście tatusia w sesji na cmentarzu (na którym zdaje się nie leży) i to ...w rok po jego odejsciu. 
9. Dla traktowanego przedmiotowo w kolejnych telewizorach Huberta mamy jednak złą wiadomość. Nie jestem przekonany czy orientuje się (bo z przebiegu wywiadu nie wynika, aby byl ogolnie zorientowany - jak to mówilo sie kiedyś, facet ma słaby orient) , że podejmując trud emocjonalnego obnażenia się zagrał wysoko i ... chyba przelicytował. Poskarżył się aby czytelnik mu powspólczuł, ale chyba nie zajarzył, że z punktu widzenia wydawcy tygodnika "opinii" ewoluującego w stronę pudelkowej estetyki, po to się ten wywiad ukazał aby się naród cieszył, że gwiazdorowi podwinęła się noga. Nic tak nie cieszy narodu, jak upadek z wysoka. 
10. Na okładkowym zdjęciu rzuca się w oczy dłoń bohatera z wytatuowanymi literami DSKM. Nie trzeba Sherlocka Holmesa aby domyślić sie, że to pierwsze litery imion jego córek. Wytatuowane zapewne jako dowód miłości. Wydaje mi się, że zamiast, niech będzie, że obok tatuaży, córki spodziewają się od swoich ojców aby nie pajacowali i byli mężczyznami kiedy przychodzi czas próby. Wszystko co Hubert dał z siebie wyciągnąc (ale chyba go nie torturowali) jest w tym wywiadzie żenujące i kabotyńskie. Może z wyjątkiem słów o córkach, ale miejmy nadzieję, że akurat one tego wywiadu nie przeczytają. Tatuś na własne życzenie dołaczył kalibrem swojej osobowości do Michała "tydzień bez sushi" Figurskiego, Jana   "Niemcy mnie biją" Rokity i wspomnianej Steczkoskiej w wersji funeralnej. 
11. Tekst dedykuje z podziękowaniem mojemu przyjacielowi Pawłowi Kowalewskiemu, który "użalił się" kiedyś nade mną. Syn leciał na atrakcyjne i umówmy się nietanie wakacje do dalekiego kraju. Samolotem. Stracił połączenie. Linie lotnicze zalatwily mu nocleg w mieście przesiadki - Mediolanie. Z kolacją i dowozem. Nieświadomy własnej śmieszności podzieliłem się na jakimś przyjęciu, w szerszym gronie opisem powyzszej sytuacji. Paweł wysłuchał mnie do końca i z kamienną miną poradził abym koniecznie skontaktował się z FAKTEM, bo oni lubią takie straszne historie, chętnie wydrukują i niech naród mi powspółczuje. Jakie to straszne wydarzenie mnie spotkało i moje biedne 22 letnie dziecko. Otóż lecąc na wakacje do Argentyny aby sobie bidulek w polo pograć, musiał biedactwo 12 godzin w jakimś gównianym **** hotelu spędzić. Taki koszmar. Na szczeście miałem przyjaciela, który mi powiedział człowieku ochłoń. Hubert chyba nie ma przyjaciół. 
P.S. Aby wywiad był taki bardziej fajny, wiecie - taki nowoczesny - Hubert używa, a Pani redaktor podchwytuje piękne słowo "pierdolnęło". Hubert jest aktorem więc wie, że dobrzy aktorzy chętnie rozbierają się na ekranie "jeżeli jest tu usprawiedliwione scenariuszem". Tutaj okolicznośći jak najbardziej usprawiedliwiają wzbogacenie form wyrazu. Chyba kogoś popierdolilo. No to się teraz zdziwiłem

3 komentarze:

  1. Świetny tekst, dobry tytuł, bardzo się cieszę, że skomentował Pan ten wywiad z Urbańskim. Sesja ze Steczkowską niezapomniana, a Urbański, cóż błazen próbujący sił w "życiowej" roli dramatycznej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bravo! Za polot, blyskotliwy tekst I trafne spostrzezenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny komentarz do żenującego wywiadu.

    OdpowiedzUsuń